Wiosna zimą, zima wiosną - trudność z nazwaniem pory roku jest chyba nie tylko moim problemem. Chociaż za oknem biało, wśród ubrań szukam już tych na nowy sezon. Lekkich, zwiewnych i przywodzących na myśl wakacyjne wyjazdy. Za to w biżuterii chętnie wracam do modeli z ubiegłego (sic!) roku. Za każdym razem znajduję coś nowego i wiem, że będę mogła podziwiać je i teraz, i za kilka lat. Tak jak Wspomnienia Anny Ławskiej.
Mogłabym rozpocząć (i jednocześnie zamknąć) ten wpis dwoma słowami: romantyczne i delikatne. Idealnie oddają charakter biżuterii Ani Ławskiej - czy trzeba mówić na ten temat coś więcej? Jest w jej projektach i sesjach coś niesamowicie ulotnego i lekkiego. Może to efekt rozmarzonego wzroku modelki, może wpatrywania się w drobną falę o subtelnym, srebrnym połysku. Biżuterię traktuje się jako ozdobę, a mam wrażenie, że paradoksalnie ta pozbawiona jest wszelkiej ozdobności i strojności. Po prostu jest. Widoczna, ale nie natarczywa. Ania cały czas porusza się w charakterystycznej dla siebie estetyce i chociaż ostatnio raczej odejmuje niż dodaje (zniknął kolor, zniknęły też inne materiały - teraz główną rolę grają srebro oraz stal szlachetna), na efekt jej pracy cały czas miło się patrzy.