30 grudnia 2015

Jarosław Ewert FW 2015

Cały czas nie mogę uwierzyć, że to ostatnie momenty tego roku. I chociaż na nowy wyjątkowo się cieszę, to szkoda mi trochę minionych kolekcji,  które na na blogu pojawić się po prostu nie zdążyły. Bez obaw - z pewnością pewne marki wrócą tu na wiosnę. Tymczasem mijający sezon żegnamy z kolekcją Jarosława Ewerta.


Pamiętam jeszcze pierwsze projekty Jarosława Ewerta - które pojawiły się też na blogu - i chociaż już wtedy wpadały w oko, na kolejne kolekcje patrzy się coraz lepiej. Jego ostatnie, jesienno-zimowe propozycje są zręcznym połączeniem codziennego, raczej miejskiego stylu z… sama nie wiem - elegancją, oryginalnością, potrzebą wyróżniania się? W końcu tu nic nie jest banalne: nawet puchowa kurtka zyskuje innego charakteru. W najnowszej kolekcji sporo jest wyraźnych, ostrych cięć, choć całości daleko od surowego minimalizmu. Jarosław Ewert miękkie swetry łączy z geometrycznymi piankami, ponadczasowym szarościom dodaje frędzli (te rękawiczki!), wzoru, błysku. Poszczególne elementy odpowiednio wystylizowane zdecydowanie nabierają smaku. I chociaż przeglądając sklep internetowy mam poczucie lekkiego chaosu (pojawia się tam sporo różnorodnych modeli), wyjątkowo dobrze patrzy mi się na zdjęcia wybiegowe (u niezastąpionego Marka). Przy okazji rzućcie okiem na najnowszą kolekcję - wiosna i lato zapowiadają się naprawdę dobrze!




Jarosław Ewert - www | fb 

Zdjęcia - materiały prasowe


20 grudnia 2015

Inspiracje | na nowy rok

Chociaż sama cały czas mam nadzieję, że zaraz przyjdzie do nas wiosna, przedświąteczna atmosfera udziela się chyba wszystkim. Inspiracji prezentowych w tym roku pojawiło się naprawdę sporo, moje od kilku lat pozostają bez zmian - wspominałam już, co podrzucić pod choinkę bliskim (1,2,3). Sama wybiegam myślami do nowego roku - zastanawialiście się już, co czeka Was w 2016? Pierwszy raz nie mogę doczekać się zmiany daty. W międzyczasie tworzę listę rzeczy, które będą ze mną przez kolejne dwanaście miesięcy. To przynajmniej tyle okazji do tego, by samemu sobie podarować jakiś prezent! 




1 - bielizna Rilke - nie muszę komentować: to najpiękniejsza i najwygodniejsza bielizna w mojej szafie. Nie liczę, ile zestawów już mam, ale otwarcie przyznaję: zamierzam inwestować w kolejne!

2 - Cud Miód Box - od kilku miesięcy obiecuję sobie, że go zamówię i mam nadzieję, że w nowym roku w końcu dotrzymam słowa. W mojej lodówce zawsze znajdzie się miejsce na nowe przysmaki.

3  - świece Ittar - trudno mi nawet zliczyć zapachy, które mam na półce! Przywożę je z każdej wycieczki do Warszawy. Moje ulubione? Tytoń i figi, dym jeżynowy i wersja Monitor Magazine o zapachu miodu z tytoniem. 


4 - obiady w Yeżyce Kuchnia - moi znajomi śmieją się, że bywam tam częściej niż w domu. Wpadam na sycące śniadania, szybkie obiady i pyszne desery. Każdy ma jakieś uzależnienia... To mój drugi dom i biuro (nigdzie nie pisze się tak dobrze blogowych tekstów!) jednocześnie. Przydałby się tylko zapasowy komplet kluczy.

5 - notesy Paperosa - ze wstydem przyznaję, że zwykle nie noszę ze sobą notesów, co kończy się bazgraniem po paragonach i luźnych kartkach oraz - o zgrozo! - w telefonie… W 2016 obiecuję poprawę. Wersja od papeRosa zdecydowanie upiększyłaby moje spontaniczne notatki.

6 - sukienki Natalii Siebuły - bez nich moja garderoba po prostu by nie istniała. Wybieram je na co dzień i od święta. Mam wrażenie, że wszystko może się zmienić, ale siebuły zostaną ze mną na zawsze. Aktualnie próbuję zdecydować się na któryś z nakrapianych modeli.



7 - kosmetyki Resibo - na początku roku testowałam ich płyn micelarny i muszę przyznać, że był to jeden z lepszych kosmetyków, które znalazły się w mojej łazience. Czuję, że moja skóra podziękuje mi za taką kosmetyczną inwestycję.

8 - biżuteria Ani Ławskiej - jestem jej fanką od pierwszych projektów, ale jej złote ozdoby całkowicie mnie zachwyciły. Do noszenia nie tylko w 2016.

9 - ksiązki z wydawnictwa Karakter - nie wyobrażam sobie życia bez czytania i chociaż moje półki uginają się od ciężaru książek, kupowanie kolejnych… No cóż - po prostu nie umiem wyjść z księgarni bez kolejnego zakupu. Karakter to jedno z moich ulubionych wydawnictw. Mam nadzieję, że Mikołaj przyniesie mi ostatnie wydanie Virginii Woolf. Na dobry początek roku.



10 - biżuteria Polanska&Co - nie rozstaję się z ich obręczą z różowego złota, ale to chyba nie będzie moja jedyna ozdoba tej marki… Naszyjnik z drobnym frędzlem czy kolejna bransoletka? 

11 - Ładne rzeczy - kilka miesięcy temu niespodziewanie zainteresowała mnie stara porcelana, a uczucie okazało się na tyle silne, że musiałam zablokować stronę Patyna, żeby nie zrujnować swojego świątecznego budżetu. Sklep Ładne zdobył moje serce.

12 - planer Madama - jest już w drodze, bo w chaosie noworocznych postanowień, spotkań i pomysłów zawsze muszę znaleźć miejsce dla porządku.


16 grudnia 2015

Małgorzata Salamon - Walk with me FW 2015

Zima na dobre się jeszcze u nas nie rozgościła (i szczerze mówiąc - oby tego nie robiła!), a nasz wzrok kieruje się w stronę wybiegów pełnych letnich sukienek, espadryli i okularów przeciwsłonecznych. Co pilniejsi zerkają już w stronę jesiennych zapowiedzi. A mnie wyjątkowo przyciągnęła kolekcja na mijający sezon - "Walk with me" Małgorzaty Salamon

Chociaż nadal uważam, że piękny ryś i dostojny dudek są pełne uroku, to najnowsze projekty Małgorzaty Salamon zdecydowanie dojrzały i zyskały klasy. W kolekcji pojawia się sporo osadzonych w trendach wątków: są i wzory (fascynujące, żakardowe moro i cienkie paski), i tekstury (futrzane wstawki), są w końcu także frędzle oraz błyszczenia. Chociaż dzieje się naprawdę dużo, trudno zarzucić cokolwiek proporcjom. Ubrania nie atakują, raczej subtelnie zachęcają do uzupełnienia szafy w charakterystyczne "smaczki". W końcu nie będę ukrywać, że od minimalistki i wyznawczyni białych t-shirtów dzieli mnie daleka droga. I chociaż futrzany płaszcz zostawiłabym raczej na spacer ulicami podczas nowojorskiego tygodnia mody, to prostą, srebrzystą sukienkę albo kurtkę z kapturem mogłabym założyć nawet dziś. Takie kolekcje lubię! 




Małgorzata Salamon - www | fb | ig

Zdjęcia - Kasia Bielska, modelka - Wiktoria Pszczółkowska / United for models, makijaż i włosy - Katarzyna Sobura, scenografia - Witalis, studio - Daylight Studio, postprodukcja - Klaudia Kost, Paulina Sikorska

9 grudnia 2015

Anna Ławska - Feelings

Wiem, że ubrania nie mówią, akcesoria głosu nie mają. Ale czy nie macie wrażenia, że czasem subtelny dodatek albo miękko układająca się sukienka zdradzają więcej niż wiele słów? Ania Ławska co sezon zostawia nas z nową opowieścią, a ja za każdym razem nie mogę nadziwić się, ile jest w stanie zamknąć w swojej delikatnej biżuterii.



W najnowszej kolekcji - "Feelings", to właśnie delikatność jest tym, co wysuwa się na pierwszy plan: drobne, złote ozdoby w kształcie łezki, łańcuszki tak cienkie, że mogłoby ich nie być. Prawie niewidoczne pierścionki i bransoletki błysną czasem przy rękawie grubego swetra. Czy to biżuteryjny minimalizm? Nie mam pewności. W ozdobach Ani z pewnością jest skromność, brak tu jednak charakterystycznej surowości, ostrych linii, skandynawskiego chłodu. Jest za to sporo myślenia: bransoletki z łatwością wsuwa się na nadgarstek, a malutkie kolczyki można ze sobą łączyć, tworząc nowe kombinacje. W najnowszej (dalekiej od sezonowości) kolekcji Ania całkowicie postawiła na złoto. Konsekwentnie jej biżuteria staje się coraz bardziej delikatna. Mam wrażenie, że teraz, pozbawiona jakichkolwiek dodatkowych ozdób (oprócz cienkiej, złotej linii pojawia się jedynie drobna łezka), jest jeszcze piękniejsza. Do grubego swetra i jedwabnej sukienki. W upały i mrozy. 




Anna Ławska - www | fb | ig

Zdjęcia - Katarzyna Tur, modelka - Ada, Julia Czarnota/Model+, makijaż - Paulina Kurowiak

2 grudnia 2015

Anna Dudzińska - Concrete Green FW 2015

Pisanie o swetrach jest dużo łatwiejsze, kiedy siedzi się pod kocem z kubkiem gorącej herbaty z imbirem. Wełniane sploty bardziej przemawiają wtedy do wyobraźni. Do kolekcji Anny Dudzińskiej wracam od kilku ostatnich miesięcy, ale teraz, kiedy za oknem pada pierwszy chyba w tym sezonie śnieg (!), mam ochotę wymienić koc na jeden z jej wielkich swetrów.



Swetry Ani Dudzińskiej zawsze były trochę inne: mnogość tekstur i aplikacji potrafiła zadziwić największego znawcę wełny. Różnorodnym fakturom towarzyszyła zabawa formami, długościami, kolorami. Po tych szaleństwach najnowsza kolekcja, "Concrete Green", wydaje się zdecydowanie bardziej spokojna niż poprzednie propozycje. Jednak daleko jej od nudy: pojawia się sporo koloru w niespotykanych odcieniach. Fioletowo-błękitne, limonkowe i zielone swetry wymagają odwagi, a w towarzystwie klasycznych czerni i bieli wyglądają naprawdę dobrze. W najnowszym sezonie króluje oversize (błagam o jakiś udany polski odpowiednik - ani "za duży" ani "luźny" nie oddają tego, co mam w głowie!). Wszystkie modele są jakby za duże (o właśnie!), choć momentami mam wrażenie, że trochę za bardzo, zaraz długi sweter staje się seksowną sukienką, inny - szerokim płaszczem. Widać, że projektantka swoje szalone pomysły trochę uspokoiła. Nie zgubiła przy tym ani charakteru, ani oryginalności. A o najnowszej kolekcji bardzo ciekawie opowiada na blogu Agi. Wszystkie modele są idealne na te coraz krótsze i coraz zimniejsze dni.






Anna Dudzińska - www | fb | ig

30 listopada 2015

A158 - Dream of order FW 2015

Po ponad pięciu latach blogowania, mam dość dziwne przemyślenie: im więcej wiem, tym trudniej mi cokolwiek napisać. Mam wrażenie, jakby wszystko było już powiedziane (nawet, jeśli tylko w mojej głowie) i najchętniej zostawiłabym tutaj tylko zdjęcia. Kolekcję A158 znam od pierwszego szkicu, kiedy wełny i jedwabne organzy były jeszcze tylko kilkoma kreskami w grubym notesie. I jak to wszystko opisać?!


"Dream of order" nawiązuje do idealistycznych planów Le Corbusiera - betonowy porządek  jego wizji Agnieszka przeniosła na jesienno-zimowe sylwetki. Na moich oczach kreski zmieniały się w ubrania: szare plamy okazały się cienkimi wełnami, kolorowe, nawiązujące do trzech podstawowych barw (wykorzystywanych w architekturze modernistycznej - jak tu) wstawki - elementami z delikatnego jedwabiu. Z betonową szarością komponują się wyjątkowo dobrze: czasem ich obecność jest raczej dyskretna (jak w prostej sukience, gdzie ukryły się w charakterystycznych cięciach na rękawach), innym razem tworzą całą sylwetkę. Od pleców niebiesko-szarej koszuli naprawdę trudno oderwać wzrok. Pojawia się sporo charakterystycznych dla A158 geometrycznych cięć i zakładek. Można je podziwiać, ale uczucie pojawia się dopiero, kiedy zaczynamy mierzenie… nawet jeśli, tak jak ja, mamy o 16 centymetrów za dużo, żeby załapać się do bycia "158". O detalach i jakości nie będę nawet wspominać - za tydzień zobaczycie je sami na HUSH Warsaw






A 158 - www | fb | ig

Zdjęcia - Olga Ozierańska, modelka - Karolina Musiałek, makijaż - Patryk Nadolny, studio - Studio Vidoq, rysunki inspirowane szkicami i notatkami Le Corbusiera

25 listopada 2015

Madelle FW 2015

Coraz częściej urzeka mnie prostota - dobrze wydana klasyka, dopracowane detale, wysoka jakość. Pytana o to, co podoba mi się w kolekcji mam ochotę powiedzieć, że wszystko, chociaż trudno mi wskazać konkretne elementy lub powody. To takie lubienie "po prostu", które ostatnio przemawia do mnie najbardziej. Podobne odczucia mam wobec marki Madelle.


Wydawałoby się, że francuskie inspiracje prowadzą do najgorszego: paski, berety i bagietki to (niestety) zbyt częste rozwiązania. A przecież paryski szyk to wcale nie wzory i pszenne przekąski, a raczej nastawienie. W tym - do tego, co piękne Francuzki mają na sobie. Magda, założycielka Madelle, mieszkała w Lyonie oraz Paryżu, gdzie przyglądała się wychwalanemu na całym świecie stylowi. Swoje przemyślenia przeniosła na ubrania, a następnie sprawdziła swoje pomysły… wracając do źródła. Trzymiesięczny pop up shop w sercu Francji pokazał, że wysoka jakość, piękne detale oraz połączenie przeciwieństw to właśnie to, co Paryż kocha. Mnie w Madelle zachwyca zręczne balansowanie pomiędzy wyjątkowo skrajnymi cechami. Sukienki (bo to właśnie one zdominowały ostatnią kolekcję) są wyjątkowo dziewczęce - kołnierzyki bebe, kokardki, groszki i rozkloszowane spódnice dodają im uroku; z drugiej strony emanują niezwykłą, pełną seksapilu kobiecością. Gdzieś pojawia się kopertowy dekolt, w innym miejscu koronka zdradza trochę więcej niż powinna, w większości sylwetek pojawia się też wyraźnie zaznaczona talia. Ani razu nie mam jednak wrażenia, że popadamy w przesadę: kluczem stały się odpowiednie proporcje. Jesienno-zimowa kolekcja pełna jest propozycji, które lubię najbardziej: takich, które doskonale spiszą się i w pracy, i na kolacji, i na imprezie. Zachwyca granatowy płaszcz (mieszanka wełny z kaszmirem), który chętnie zarzuciłabym na wykończoną koronką sukienkę na cienkich ramiączkach (100% wełna) albo rozkloszowany model z lekkiej wiskozy. To rzeczy, które nie przebierają, a ubierają. Projektantka o kolekcji mówi z miłą (i trochę paryską!) nonszalancją - jakby piękne odszyte modele powstały od tak - po prostu. Sama - właśnie po prostu - mogłabym zacząć je nosić. Od dziś!






Madelle - www | fb | ig

Zdjęcia - Koty 2, makijaż i włosy - Karolina Shumilas, modelka - Zosia/Mango, studio - Studio Sól

20 listopada 2015

Roboty Ręczne - Wool Me Tender FW 2015

Jesienny sweter to całkiem poważna sprawa. Ma być ciepły, ale nie może być w nim za gorąco. Idealny na wieczory przed kominkiem, długie spacery, a w najchłodniejsze dni - może nawet do pracy. Dopasowany i luźny jednocześnie, klasyczny, ale niekojarzący się z babciną szafą. Czy istnieje taki łączący przeciwieństwa ideał? Z pomocą Robotów Ręcznych z pewnością go znajdziemy.


Po pierwsze dlatego, że Roboty szanują wełnę. Po drugie - szanują nasze wymagania. Dlatego na sweter nie czekamy dwóch czy trzech dni, a kilka tygodni, bo niekończące się, miękkie sploty muszą powstawać w spokoju, cieple i miłości, żeby te same wartości mogły przekazać nam. W pracowni RR, pod czujnym okiem Myszona, wracamy do szycia (dziergania?) na miarę, chociaż w atelier na Mozaikowej można wybrać też coś z gotowych projektów oraz dobrać akcesoria. W najnowszej kampanii, Wool Me Tender, pojawiają się wzory znane nam z wcześniejszych propozycji marki, jest też miejsce na nowe projekty. To rzeczy ponadsezonowe i ponadczasowe, dlatego co kilka miesięcy wracają do nas w kolejnych odsłonach. Zamiast zniebieściałych szarości - beże i ciepłe odcienie śmietankowej bieli, zamiast wycięć - grube, oryginalne sploty. W tym sezonie swetry są trochę za duże, jakby podkradzione z szafy chłopaka. Pojawiły się też modne frędzle, ale mam wrażenie, że w tej dzierganej odsłonie przetrwają więcej niż jeden sezon. W końcu Roboty Ręczne to nie tylko czapki, szaliki i swetry. To określony styl życia - celebrowanie codzienności, szacunek do tradycji, przywiązanie do rodzinnego ciepła. I za to lubię je najbardziej. 





Roboty Ręczne - www | fb | ig

Zdjęcia - Kulesza & Pik, modelki - Luna Gołuńska/Model+, Klara Zalewska/United for Models, stylizacja - Karolina Gruszecka, makijaż i fryzury - Magdalena Chmielewska, produkcja, scenografia - Marta Iwanina-Kochańska, Jan Kochański/Roboty Ręczne

17 listopada 2015

Michał Szulc - Sirtet SS 2016

Po wczorajszym pokazie Michała Szulca wiem jedno - jeśli kupować płaszcze, to tylko u niego. Nadal pamiętam moment, kiedy pierwszy raz zobaczyłam je w Łodzi; każda kolejna kolekcja przynosiła nowe obiekty westchnień. Płaszcze, żakiety, kurtki - to moje ulubione elementy, które branżową szulcomanię wyjątkowo usprawiedliwiają.



Przekornie zacznę nie od tortu, a od wisienki: skór. To wyjątkowo kapryśny temat, ale Michał zapanował nad ich kolorem, formą, fasonem. Skórzane płaszcze o charakterystycznych fakturach zdecydowanie należały do najmocniejszych stron kolekcji. Wszystkie płaszcze dopracowane zostały w najdrobniejszym detalu: każdy szew, guzik i wiązanie były w odpowiednim miejscu, proporcje - wyważone, podszewki w idealnym odcieniu ceglastej czerwieni. Szulc lubi szczegóły i dba także o stylizacje. Oprócz świetnych butów i lustrzanych okularów, pojawiła się zdecydowana biżuteria Orskiej. Grube łańcuchy czasem wystawały spod długiego rękawa, innym razem kusiły na szyjach modelek swoimi ciepłymi odcieniami miedzianego brązu i złota. I chociaż akcesoria dobrane zostały idealnie (obłędne, jasnobrązowe kozaki były pierwszym elementem, nad którym słyszałam zachwyty po pokazie!), zabrakło mi większej zabawy stylizacją - przecież wiem, że budowanie warstwowych sylwetek to coś, co Michał robi naprawdę dobrze. W „Sirtet" pojawiło się natomiast sporo prostych sukienek. Od modeli przypominających koszule z wcześniejszych kolekcji, po podążające za trendami, odsłaniające ramiona propozycje z szarej dzianiny o lekkim połysku. Dystansu nabrałam jedynie wobec najbardziej kusych modeli: sukienki z asymetrycznie wyciętym bokiem, który odsłaniał chyba jednak trochę za dużo. W przeciwieństwie do tych klasycznych, zabudowanych pod szyję, bardzo prostych, trochę sztywnych i wykończonych dużymi guzikami. Ich długość doskonale równoważyła ciężkie elementy.

Kolekcji lekkości nadawały długie koszule z rozcięciami na rękawach, zalotne, krótkie topy (zakładam się o butelkę prosecco, że w następne wakacje nawet ja będę chciała pokazywać brzuch!) oraz cienkie płaszcze, które w zasadzie mogłyby być sukienkami. „Sirtet" to także zabawa figurami: nierówne rozcięcia, asymetryczne linie, ciekawe łączenia wyróżniające nawet najprostsze sylwetki. Na wybiegu królowały jednak okrycia wierzchnie: moim numerem jeden została trochę za duża (i mocno szulcowa!) kurtka. Mimo że czekoladowe beże i brązy to zdecydowanie nie są moje ulubione kolory, ich obecność była tutaj nie tylko uzasadniona, ale i przyjemna. Z nasyconą czerwienią tworzyły klasyczne i ponadczasowe połączenia. Chociaż bardziej niż blondynkom, służą brunetkom (czy widzieliście piękną Dominikę W. - w białej koszuli wygląda równie obłędnie - zamarzyłam o takiej fryzurze!), to zostały w mojej głowie na dłużej. Podobnie, jak idealna „mała czerwona” i klasyczny płaszcz w tym samym kolorze, w zmysłowej długości do połowy łydki; szorty z cienkiego dżinsu, wspominana wcześniej przedłużana koszula. Zabrakło wzorów, które do tej pory stanowiły dla mnie jeden z ważniejszych elementów kolekcji Szulca. Wierzę, że ten w wydaniu kwiatowo-błyszczącym, na dzianinowym, niebieskim komplecie, był jedynie mrugnięciem okiem i epizodem, do którego już nie wrócimy. "Sirtet" miało kilka naprawdę mocnych punktów, miało też kilka słabszych: jakby składanych w pośpiechu, trochę przypadkowych i mniej uporządkowanych. Po wisience - chociaż nadal apetycznych, nieco rozczarowujących. Wiem jednak, że do niektórych elementów kolekcji (płaszczy!!!) będę wracać przez najbliższe pół roku.






















Wszystkie zdjęcia - niezastąpiony i niewyspany Marek Makowski