Sama wielokrotnie wspominam o wspieraniu polskich projektantów, co oczywiście nie powinno nikogo dziwić. Cenię oryginalność i kreatywność, a wokół nas jest jej tyle, że wystarczy dla każdego (nawiązkę możemy wyeksportować do naszych bliższych i dalszych sąsiadów). Nie znaczy to, że namawiam do rozdawania pieniędzy i ślepego kupowania tego, co tylko ma metkę "made in Poland". Projektanci to ludzie z krwi i kości, nie potrzebują instytucji charytatywnej, a przemysł odzieżowy, tak jak inne, rządzi się swoimi prawami. To biznes i nie można bezustannie prosić o wsparcie - trzeba działać! Stąd tym razem trochę "kopa" do działania dla tych, którzy zastanawiają się, dlaczego nie jest tak, jak powinno. Może popełniacie któryś z poniższych błędów? Przedstawiam kilka rzeczy, nad którymi naprawdę warto się zastanowić, a które rzucają się w oczy z perspektywy zwykłego klienta.
1. Nieodpowiednie ceny
Temat drażliwy bardziej niż długa lista społeczno-światopoglądowych zagadnień poruszanych w TVN24. Klienci wołają "taniej", projektanci wskazują miliony powodów, dla których taniej być nie może. W Polsce kultura czegoś, co można nazwać "szacunkiem dla pomysłu" dopiero się rozwija, ale żeby mogło dojść do zrozumienia na linii kupiec-sprzedawca, taki pomysł w ogóle musi się w projekcie znaleźć. Kiedy zadałam pytanie o to, dlaczego nie kupujemy u polskich twórców, jedna odpowiedź przykuła moją uwagę i pozwalam sobie ją zacytować - "Czasami
ceny są z kosmosu, wiadomo, że za pomysł, czas, pracę też się płaci. Problem w tym, że szczególnie młodzi projektanci bez doświadczenia nie
potrafią celnie wycenić swoich ubrań. Fajnie, że mierzą wysoko, ale moda
to biznes, nie tylko sztuka. Mamy projektanta A, który dopiero zaczyna swoją karierę i wypuścił na rynek pierwszą kolekcję. Dopiero się uczy, więc nie można mówić tutaj ani o perfekcji krojów, ani wykonania. Ceny? Kilka tysięcy za jedną sukienkę. Dlaczego potencjalny klient ma wybrać rzecz anonimowego projektanta A, jeśli za taką samą cenę może zrobić udane zakupy na Net-a-porter i cieszyć się perełką znanej marki? Nie oszukujmy się - moda to także.... snobizm. To nie klient ma znać odpowiedź. To projektant ma wiedzieć i potrafić zmusić nas do myślenia, że taka sukienka, to spełnienie marzeń. A jeśli chce sprzedać prosty T-shirt za równowartość dziesięciu sztuk z sieciówki, musi mieć ku temu dobre powody.
W tym momencie mogę uderzyć się w pierś i powiedzieć, że to jeden z głównych powodów, dla których moja szafa to tylko kilkanaście procent ubrań od projektantów. Lubię sklepy internetowe i przyznaję się, że do Cloudmine, Full of Style i Mostrami zaglądam przynajmniej dwa razy w tygodniu, jednak kiedy przychodzi do zakupów, lubię mieć pewność, że coś będzie leżało idealnie. Figury są różne i naprawdę rzadko zdarza się, by coś wyglądało na nas tak, jak na modelce ze zdjęć. Rozumiem, że wystawianie się w różnych showroomach to inwestycja, ale i ryzyko (ci, którzy nie wypłacają pieniędzy powinni być skazani na wieczne potępienie). Dlatego renegocjujcie umowy, walczcie o swoje, ale pokazujcie się, próbujcie! W sklepach, na targach, własnych pop-upach. Bądźcie otwarci na nowe pomysły i inicjatywy!
... a przy okazji pamiętajcie o podaniu wymiarów, jeśli nadal zamierzacie podbijać sieć.
4. Brak pomysłu
Wśród różnych opinii na temat polskich projektantów, najczęściej słyszę te same słowa. To już było. I nie chodzi o to, że co wiosnę wracają kwiaty (no właśnie, czy są tu w ogóle jakieś kwiaty?!), a zimą zamykamy się w szarościach i czerni. Brak pomysłu na markę często owocuje bezmyślnym kopiowaniem działań i, co gorsze, wzorów innych firm. Brak polotu jeśli chodzi o formy? Nie ma sprawy, stworzymy setną na rynku markę, produkującą t-shirty z obrazkami z sieci. W lepszym wypadku - legginsy i tuniki. Rozumiem, że produkcja jest łatwa a zysk szybki, ale czy naprawdę warto? Może zamiast trzech kolekcji i jednej linii premium rocznie, lepiej wypuścić coś ponadsezonowego, ale dopracowanego, oryginalnego, ciekawego? Z ładnym detalem, niespotykanym wzorem czy kolorem. Trzeba znaleźć swoją niszę, stworzyć markę, której jeszcze nie było.
5. Brak kontaktu
Wymieniacie kilka wiadomości, dopytujecie o szczegóły. I jest, wszystko ustalone, to wymarzony produkt! Wymiary podane, kolor wybrany, adres przekazany... wydawałoby się, że wszystko załatwione. Nagle projektant przepada jak kamień w wodę. Cisza, brak odpowiedzi. Czy takie sytuacje nie są po prostu... dziwne? A jednak - zdarzają się. Kilkukrotnie wymieniałam wiadomości z danym projektantem, dotyczące zakupu danej rzeczy... i skończyło się na konwersacji o tym, jaki noszę rozmiar i jaki kolor lubię. Rozumiem, że odpisywanie na wiadomości i (głupie) pytania klientów to nie jest przyjemność, ale jest to część pracy - nikt do bycia projektantem nikogo nie zmuszał, a myślenie, że do jego obowiązków należy picie szampana i szkicowanie sukienek, przekracza wszystkie normy naiwności. Wymiary, zdjęcia, informacje o zamówieniu - kilka słów naprawdę wystarczy. A w końcu tylko naprawdę zadowolony klient może polecić zakupy!
PS Dziękuję zaangażowanym w dyskusję za kilka podpowiedzi. A zainteresowanych tematem odsyłam do wpisu z pierwszą częścią przemyśleń - "10 rzeczy, o których projektanci nie powinni zapomnieć" (a także do komentarzy - pojawiło się tam wiele mądrych słów i porad!).