19 listopada 2012

Medusa

Bardzo dawno nie wspominałam tutaj o fotografii - w zasadzie nie wiem dlaczego, bo liczba stron, które przeglądam, czasem naprawdę mnie zaskakuje (zwykle wtedy, kiedy po przejrzeniu "kilku zdjęć" mijają dwie godziny). Ostatnio wyjątkowo zaciekawiło mnie portfolio pewnej pani fotograf, ukrywającej się pod pseudonimem Medusa, która uzależniona jest od fotografii tradycyjnej. Sięga do przeszłości, omijając szerokim łukiem wszystkie ułatwienia i cyfrowe lenistwo, tworząc wyjątkowo klimatyczne, analogowe prace, w których nie brakuje mody.
Zaczęło się od prostych autoportretów, potem przyszedł czas na przeglądanie różnych prac i albumów. Na końcu tej drogi czekały aparat i klisza, oferujące zupełnie inne niż zwykła cyfrówka możliwości. Nad takimi pracami trzeba naprawdę myśleć, zastanawiać się - to chroni przed syndromem ciągłego "pstrykania" i wielu pustych zdjęć. Mnie w fotografiach Medusy urzeka to, w jaki sposób zapisuje emocje, chwile, łapie gesty i spojrzenia modelki w niedosłowny sposób. Jest w tych pracach dużo spontaniczności i szczerości, a jednocześnie całkiem sporo klimatu charakterystycznego dla zdjęć mody.W zasadzie nie wiem, co dominuje - uczucia czy ubrania? To chyba ich idealne, wyważone połączenie, które sprawia, że zdjęcia można przeglądać bez końca.
 

Sama fotografka mówi, że cały proces kreowania fotografii - od pomysłu, inspiracji, przez szukanie modelki, dobieranie stylizacji, aż po samo stworzenie zdjęcia, daje jej szczęście. I może właśnie to w tych pracach widać? Mówi się, że jeśli ktoś kocha gotować i robi to z miłością, to właśnie uczucia stanowią magiczne "coś", które zmienia smak potrawy. Myślę, że w fotografii działa podobna zasada, a to portfolio jest doskonałym na to przykładem. Nie tracę już słów - odsyłam do galerii, bo miałam naprawdę duży problem z wyborem fotografii do wpisu. Widzę tutaj duży potencjał i mam nadzieję, że wywróżę równie spory sukces.
Zapraszam na fanpage oraz bloga fotografki.

4 komentarze: