Nie zamierzam ukrywać przed Wami swoich słabości - w końcu blog to chyba najbardziej osobiste miejsce, jakie można znaleźć w sieci. Kiedy myślę o ostatnich latach (trudno uwierzyć, że jest ich już ponad pięć!) pisania, jedno nazwisko wysuwa się na prowadzenie. Wiem, że nie zmieni tego absolutnie nic, dlatego obiektywną relację zostawiam daleko za sobą. Bo czy pisząc o Natalii Siebule, mogę nie dać ponieść się emocjom?
natalia siebuła to marka, która jest ze mną od blogowego początku. Pamiętam pierwsze modele, poszukiwania własnej estetyki i eksperymenty z formami. Projekty bardziej i (rzadziej) mniej udane. Pojawiały się sezonowe kolekcje, zaraz po nich - edycje limitowane. Teraz królują krótkie linie klasyków, a tuż obok modele tworzone na indywidualne zamówienie. Śluby, wesela, okazje - trudno odmówić sobie przyjemności posiadania kolejnej siebuły w szafie. Pełne kolekcje zostały zastąpione zbiorem powiązanych ze sobą modeli w charakterystycznej i wypracowanej już estetyce. A tej nie brakuje trochę nostalgicznego, retro-ducha, subtelności, kobiecej delikatności. Mam wrażenie, że ostatnio jednak trochę dojrzalszej i bardziej pewnej siebie. Od zabudowanych pod szyję, długich modeli, Natalia z lekkością przeszła do seksownych wycięć, odsłoniętych ramion, mocno zarysowanej talii. Miękko układające się materiały trochę podkreślają, a trochę ukrywają sylwetkę, jakby dostosowując się do naszego nastroju. I chociaż letnia odsłona klasyków utrzymana jest w czerni, ta pozwala nam zachwycić się szczegółami: fakturą materiałów, falbanami, cieniutkimi ramiączkami, zaskakującymi wycięciami. Widzę wakacyjne wyprawy za miasto, spacery po parku i koncerty nad jeziorem. Nawet nie próbuję ukrywać, że mi będzie towarzyszyć w nich właśnie Siebuła.
Zdjęcia - Piotr Czyż, modelka - Ola Dobosz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz