Kolejna edycja
Art And Fashion Festival w
Starym Browarze właśnie się skończyła. Tegoroczna upłynęła pod znakiem romansu sztuki i mody. Namawiałam, zachęcałam i reklamowałam - i jeśli nie byliście, to naprawdę jest czego żałować (tak, zmuszam Was do tego, żeby za rok odwiedzić Poznań!). W sprawie filmów (głównie w cyklu AFF in Motion Doc) dość obszernie wypowiedziała się już Modologia, więc odsyłam do
jej wpisu na ten temat. Chociaż napisała też o wykładach (
ciężko nie polecić), chciałam zebrać kilka swoich luźnych przemyśleń na ich temat. Pierwszy, na który dotarłam odbywał się w formie panelu, prowadzonego przez Piotra Zacharę i dotyczyło polskiej mody. Nic dziwnego, że go nie ominęłam... ;)
Na spotkaniu poruszono tyle ciekawych wątków, że można na ich podstawie stworzyć z nich trzy kolejne panele. Uczestniczyło w nim 4 projektantów (Bartek Michalec wspomagany był przez swojego menagera) - Anna Poniewierska (tutaj wielki żal do Piotra Zachary, że nie próbował bardziej zaangażować jej w dyskusję), Maldoror, Michał Szulc i wspomniane Zuo Corp. Zestawienie ciekawe, bo bardzo różnorodne. I w stylu, i w opiniach.
Myślę, że poruszone podczas rozmowy tematy powinny służyć jako tło do kolejnych rozmów, ale także działania. Bo w końcu tylko aktywną postawą możemy cokolwiek zmienić a o polskich projektantach w kontekście mody, a nie ścianki i celebrytów nadal mówi się za mało. Problemy? Są. Po pierwsze: brak segmentacji rynku, dlatego też w jednym worze mamy tych, którzy tworzą coś na pograniczu haute couture i pret-a-porter, właścicieli marek streetowych i tych, którzy kopiują zdjęcia z internetu i wklejają je na koszulki w pracowni EmpikFoto (sama korzystam, więc pewnie dla niektórych jestem projektantką). Mało jest osób, które oddzielają rzeczy pokroju tego ostatniego od wartościowych projektów. Ten polski "kocioł" działa na niekorzyść projektantów i klientów, stąd warto zacząć myśleć nad podziałem i, co ważniejsze, wskazywaniu rzeczy dobrych i złych. Bez opisów w stylu "ta biała sukienka jest ładna, bo jest biała" i "pani znana z tego, że jest znana, uwielbia tę markę, więc noście ją wszyscy". W modzie nie da się uniknąć subiektywnych opinii, ale można dodać im więcej merytorycznej treści.
Dostępność wspomnianych małych marek odzieżowych, które proponują niezbyt skomplikowane, ale ciekawe i niedrogie ubrania, jest świetną alternatywą dla sieciówek i stanowi pewnego rodzaju pomost między kupowaniem masowym, a kupowaniem u projektantów. Ale tutaj pojawia się kolejny temat-rzeka, czyli jakość i ceny. Tak naprawdę stoję gdzieś pomiędzy opozycyjnymi postawami. Z jednej strony rozumiem projektantów, bo na cenę produktu nie składa się tylko koszt produkcji, ale także wycena pomysłu, wyjątkowości materiału/tkaniny... i wszelkie dodatkowe koszty, związane z obsługą marki. Chcemy, żeby komunikowali się z nami wykwalifikowani PR-owcy, na nasze pytania o dostępność wymarzonej sukienki odpisywano w kilka minut, z drugiej strony, wymagamy jak najniższej ceny. Wiadomo, że lepiej zainwestować w jedną rzecz, która przetrwa lata, niż w kilka słabej jakości, ale patrząc na polskie zarobki, czasem odkładanie jest po prostu niemożliwe. Dlatego oddaję część racji niezadowolonym klientom - bo są ceny, których sama nie rozumiem. A klient przecież kieruje się nie tylko ideą, nawet najpiękniejszą, ale i stanem portfela. Tutaj moja dygresja, skierowana głównie do młodych projektantów - zastanówcie się, dla kogo tworzycie. Nie można jednocześnie ubierać celebrytów, na metkach zapisywać czterocyfrowe ceny, ale promować się jako "streetowa moda dla nastolatek". Przykład rozwiązania? Zuo Corp i ich dwie linie - Zuo Corp + w przystępniejszej formie (czyli zwykłe rzeczy z "tym czymś") i cenie (od 100 zł) oraz główna - skierowana już do, nazwijmy to "wąskiej" grupy konsumentów.
Wątek projektantów, szczególnie mi bliski, chciałabym skończyć dość osobiście (i blogowo) - cała ta dyskusja z jednej strony napędziła mnie do działania, z drugiej, zaczęłam się zastanawiać, czy blogi (a wśród ich oceanu i mój) tak naprawdę coś dają. "My", czyli blogi pisane, nie mamy takiej siły przebicia, jak większość szafiarek. Ale jeśli chociaż jedna osoba dowiedziała się z tego bloga o jakimś projektancie, którego praca jest wartościowa (tylko takich tu znajdziecie!;)), zainteresowała się nim czy zdecydowała się na zakupy - to zaczyna mieć sens. I mówię całkiem poważnie!
Pierwszym niedzielnym wykładem, którego wysłuchałam, był "Marketing mody" Moniki Kapłan-Gerc. Jeszcze do niedawna dyrektor marketingu grupy LPP (czyli między innymi Reserved i House), obecnie prezes Deni Cler. Nie wiem, czy to dlatego, że pani Monika była świetnie do wykładu przygotowana, czy dlatego, że równie dobrze wyglądała... a może po prostu mówiła wyjątkowo ciekawe rzeczy, ale to mój zdecydowany, wykładowy faworyt. Przyznaję się do tego, że marketing wydaje mi się interesujący nie tylko w perspektywie firm odzieżowych, ale w tym połączeniu... żałowałam, że trwał tylko 1,5 godziny. W zasadzie ciężko odtworzyć to, co na wykładzie prezentowano (wiem, że nie zrobię tego tak dobrze), więc odsyłam do
relacji Starego Browaru. W ogromnym skrócie - prócz kilku podstawowych informacji na temat marketingu mody (np. o sile designu w tym obszarze działalności), ciekawostek (w polskich sklepach tylko 20% to rzeczy typu "fashion", cała reszta to... basic), przedstawiono tzw. case study nad 2 markami - w przypadku wejścia na rynek Mohito oraz odnośnie kampanii Beautiful Story Reserved. Słuchałam uważnie i żałowałam, że nie udało mi się zadać pytania, które cały czas chodziło mi po głowie - "Jak zacząć...?".
Szczerze przyznaję, że z wykładu Lidii Hujic nie zrozumiałam zbyt wiele - nie nastawiałam się na korzystanie z tłumaczenia symultanicznego, ale myślę, że nawet to by nie pomogło. Wystrzeliwała z siebie angielskie słowa, z dużą porcją slangu, w takim tempie... że chyba nawet sama nie wszystko była w stanie zrozumieć. Lida mówiła między innymi o przechodzeniu różnych zjawisk, związanych z modą, do mainstreamu, o tym, co stawało się "cool", kiedy inni tego nie dostrzegali. Myślę, że warto zajrzeć na stronę projektu
(The First To Know), żeby zapoznać się z tematem - można też zamówić książkę jej autorstwa. Jeśli ktoś zrozumiał więcej niż ja - zapraszam do podzielenia się przemyśleniami w komentarzach.
Wykład, czy raczej rozmowa prof. Marka Hendrykowskiego z Michałem Chacińskim pozwoliła trochę odetchnąć. Mówiono oczywiście o filmach - głównie o tych, które podczas AFF, w ramach cyklu AFF in Motion Doc można było zobaczyć. Panowie szczególnie polecali dwa z nich, zwracając uwagę na wyjątkowość obu dokumentów, Viktor&Rolf: because we're worth it (o współpracy marki z L'Oreal w celu stworzenia ich pierwszego zapachu, Flowerbomb) oraz Notebook on Cities on Clothes, w którym przedstawiono sylwetkę Yamamoto. Poruszono też kwestię wpływu współczesnych filmów na modę. Zgodzę się z nimi, że film nie ma już tak dużego wpływu, jak miał jeszcze kilkanaście lat temu. Króluje za to serial - Mad Men czy Gossip Girl na pewno mają wpływ na to, co (i jak) chcemy nosić. Może to przez to, że nie chcemy poświęcać tak dużo czasu myśleniu (filmy są jednak zwykle bardziej wymagające niż seriale) i wolimy obejrzeć 40-minutowy skrót? Czy siła filmu wróci a serialowa moc przetrwa? A może powstanie jeszcze inny rodzaj takiego "filmowego" wpływu na modę i tendencje? Pytań jest wiele, odpowiedzi - niestety trochę mniej...
Nie ma co ukrywać - Scott Schuman przyciągnął najwięcej fanów. No właśnie...fanów. Czyich/czego? Scott słusznie zauważył, że wiele osób mówi, że interesuje się modą. A większość z nich tak naprawdę interesuje się zakupami (chociaż angielskie słówko shopping chyba w tym wypadku lepiej oddaje charakter zjawiska). The Sartorialist to jedyny wykład, który wypełnił salę - pytanie tylko, czy wszyscy przyszli wysłuchać prelekcji, czy raczej by móc chwalić się znajomym, że widzieli go na żywo. Wnioskując po ziewaniu i nerwowym spoglądaniu na zegarek (nie żartuję!) niektórych osób, które siedziały w mojej okolicy - ze smutkiem przyznaję, że chyba to drugie... Wracając jednak do wykładu - oprócz opowieści o życiu fotografa i kilku zabawnych historyjek (np. o Annie Dello Russo), Scott powiedział kilka pozornie banalnych, ale wyjątkowo inspirujących rzeczy. Takie słowa-klucze, inspiracje, które powinniśmy mieć gdzieś z tyłu głowy. Po pierwsze - być otwartym na nowości, naukę i robienie wszystkiego jak najlepiej potrafimy. Przy okazji podał przykład Garance, która (jako Europejka)... bała się próbować tego, co chciała zrobić, ze strachu przed niepowodzeniem. Osobiste wzmianki na jej temat zaliczam do kategorii "urocze" - to między innymi takie anegdoty i opowieści sprawiały, że wykładu słuchało się naprawdę dobrze. To i inne rady z kategorii "bardzo pozytywne" od człowieka, który zrealizował swoje marzenia (zebrała je Magda Bulera na swoim blogu -
10 tips from Mr Sartorialist) były idealnym zamknięciem cyklu wykładów. Inspirującym i zachęcającym do działania.