Zacznę od banału: ludzie lubią różne rzeczy. Zdanie to można odnieść zapewne do każdej kategorii naszego życia, także do tej, która dotyczy tego... co na siebie zakładamy. Jedni lubią dżinsy, inni dopasowane garnitury. Jest też silna frakcja sukienek i spódniczek, chociaż ci od dresów ostatnio znów nabierają siły. Marek, które starają się odpowiadać na potrzeby klientów jest coraz więcej, ale to głównie fani koszulek są na uprzywilejowanej pozycji. Dobrze widzieć, że sytuacja powoli ulega zmianie. W końcu nie ma nic piękniejszego, niż różnorodność!
Collet to marka, która zdaje się dostrzegać lukę dokładnie w tym miejscu, w którym sama ją widzę. Czyli ubrań dla kobiet, które chcą posiadać w swojej garderobie coś klasycznego, ale ciekawego. Wystarczająco codziennego, by biec tak na uczelnię i trochę eleganckiego, żeby nadało się do pracy. A przy tym w cenach, które zbliżone są do tego, znajdziemy w klasycznych działach Mango czy Zary. Dobrze widzieć rozsądną alternatywę wśród polskich twórców. Jest też dobra nowina dla panów - marka ma również miniaturowy dział męski. Który, chociaż na razie jest malutki, całkiem przyjemnie się zapowiada.
Reklamując się słowami "prostota, minimalizm, styl i jakość" trzeba być ostrożnym, bo wymagania są spore. Patrząc na najnowszą kolekcję, z jednej strony wszystko wydaje się być na swoim miejscu, z drugiej - nie wiem, czy to nie są trochę zbyt duże słowa. Wiem za to, że to całkiem niezłe ubrania. Nieważne, jaki kolor zostanie przez Pantone ogłoszony hitem sezonu - te rzeczy i tak będą nadawać się do noszenia. Sama łapię się na tym, ile z tych sylwetek bez problemów mogłabym znaleźć w swojej szafie i ciężko mi od tego subiektywizmu odejść. Całość podano w formie bardzo przyjemnego lookbooka - lubię, kiedy ubrania są przedstawione tak, że muszą bronić się same. Im dłużej przyglądam się tej kolekcji, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że jest dobra. I bez problemów może konkurować z tym, co serwują nam sieciówki. Tylko czy to nie za mało? Patrząc na potencjał marki, liczę, że kolejna kolekcja jeszcze pozytywnie mnie zaskoczy. Czekam na nowe sylwetki (płaszcz? kamizelka?) i nowe wyzwania, ale myślę, że to nie ostatni wpis o Collet.