28 lutego 2011

elegancka wiosna, klasyczne lato

Dzisiejszy dzień jest dla mnie w pewien sposób przełomowy - pierwszy raz, odkąd zaczęła się ta okropna pora roku, przez niektórych zwana zimą, miałam okazję założyć okulary przeciwsłoneczne (!) zamiast czapki. W związku z tym czuję odgórne, słoneczne przyzwolenie na pisanie o kolekcjach wiosenno-letnich. W końcu!
Moim zdaniem największym problemem letnich ciuchów jest to, że są zbyt... letnie. Doceniam cechy plażowych sukienek, ale tęsknię za odrobiną szyku i formalności, która często znika gdzieś w słonecznych zestawach. Doceniam także trendy kolorystyczne - miło widzieć optymistyczną gamę barw na ulicy, która przez pierwsze tygodnie bawi także i mnie. Ale potem przychodzi moment, w którym rozglądam się za czymś klasycznym, w nieco ciemniejszych kolorach, co łączy ponadczasową elegancję z wakacyjnym luzem.
Marka Langner wielokrotnie przychodziła z odpowiedzią na moje zachcianki (ich ubiegłoroczna kolekcja ślubna jest zachwycająca, najchętniej powtórzyłabym ceremonię tyle razy, ile potrzeba, by założyć wszystkie sukienki - są piękne!). Zrobiła to także teraz. Ale najpierw cofnijmy się o kilka kroków - kto w ogóle kryje się za projektem? Marka Langner to przede wszystkim Marta Jagiełło, która od 2007 działa pod taką nazwą wraz ze swoim mężem. W projektach przywiązuje się szczególną wagę do elegancji; przyglądając się wszystkim dotychczasowym kolekcjom widać spójność, ale nie można zarzucić monotonni. Każdy nowy sezon otwierają kreatywne rozwiązania, choć "duch marki" jest utrzymany.


Chociaż dominują ciemne barwy, kolekcja nie jest pozbawiona koloru, ale jest on subtelny, nie rzuca się w oczy, nawet, jeśli jest wyrazisty. Jeśli ktoś krzywi się na myśl o noszeniu czerni latem, krój i dobór materiałów powinny go uspokoić. Tkaniny są zwiewne i lekkie, projekty oscylują między strojem na popołudniowy spacer w parku a sukienką na formalny lunch w środku sierpnia. W zasadzie... doskonale mogą spełniać obie funkcje, zakładając je rano można spędzić w nich cały dzień, niezależnie od planu dnia. Projekty Langner znajdą uznanie w oczach wszystkich miłośniczek nieco unowocześnionej klasyki. Moje znalazły już dawno i mam nadzieję, że żadna z przyszłych kolekcji tego nie zmieni!


Zdjęcia pochodzą ze strony na Facebooku, oficjalna strona internetowa Langner - klik. Zdjęcia z pokazu - Fashion Week Poland, fot. Łukasz Szeląg, zdjęcia lookbooka - Radek Berent, modelka - Beata/Hook.

27 lutego 2011

Natalia Siebuła i jej wysmakowany minimalizm

'Cudze chwalicie, swego nie znacie, sami nie wiecie, co posiadacie' - mówi stary i znany cytat Jachowicza... Niestety, nie ma wątpliwości co do tego, że to jedna z polskich wad, więc bywa wielokrotnie przywoływany. Wyjątku nie stanowi moda, często zapominamy o znanych projektantach, którzy za granicą robią karierę (naprawdę istnieją osoby, dla których pani Minge jest tylko i wyłącznie nic niemówiącym nazwiskiem). Maniera ta jeszcze bardziej widoczna jest wobec młodych talentów, które nie miały jeszcze przyjemności podbijania jakiegokolwiek tygodnia mody, choć są na dobrej drodze.


Natalia Siebuła zalicza się do tych projektantów, którzy na mojej liście ulubionych młodych talentów mają naprawdę wysoką pozycję. Modą zajmuje się już poważniej od około 2 lat, a do tej pory swoje artystyczne 'ja' realizowała w muzyce,a konkretniej...grając na wiolonczeli. Natalia sądzi jednak, że te dwie dziedziny wzajemnie się uzupełniają i dąży do ich pogodzenia - ambitnie,a za to chwalimy i podziwiamy (aż chce się kliknąć 'Lubię to'!).



Wysmakowany minimalizm przywodzi mi na myśl projekty szwedzkiego Acne, który ma swoich fanów chyba w każdej części globu. I prawidłowo, bo projekty są kreatywne, choć proste i stworzone do noszenia, dokładnie tak, jak ubrania Natalii. Czym inspiruje się ta młoda projektantka? Przede wszystkim miastem, aglomeracją, która zmienia się w zależności od pory dnia, pogody czy nawet skali ruchu. Jak sama pisze "Ogrom inspiracji, który płynie z obserwowania ulic , mgły o poranku, hałasu w południe i usypianiu w nocy napawa mnie chęcią do działania wciąż to nowych ubrań inspirowanych właśnie tym tematem."


Oczywiście wpływ na kolekcje Natalii ma też wspomniana wcześniej muzyka. Projektantka współtworzy z Piotrem Czyżem, dzięki temu nowe motywy muzyczne stają się bodźcem do projektowania. Tak było np. z kolekcją Nuit Noire (SS 2011), do posłuchania tutaj. W tym duecie muzyka przenika się z modą - ciuchy mają wpływ na dźwięki, a melodie na ubrania. To zdecydowanie korzystne połączenie.



Każda z kolekcji ma uosabiać inny typ kobiety, który możemy spotkać na ulicy. W wielkim mieście widzimy ich wiele, a swoje odbicie ma to właśnie w formie ubioru. Mimo tej różnorodności, niezależnie od tego, jaka kobieta staje się źródłem inspiracji, całość utrzymana jest w jak najprostszej formie i często zamyka się w monochromatycznych barwach.



Podsumowując pracę Natalii - mimo tego, że stosunkowo niedawno zaczęła przygodę z modą, na swoim koncie ma już kilka kolekcji. Jedna z nich, "Sypialnia na ulicy" (3 ostatnie zdjęcia) została zaprezentowana w konkursie OFF Fashion Kielce, natomiast "Nuit Noire" - na 9. Międzynarodowym Forum Niezależnych Filmów Fabularnych w Centralnym Basenie Artystycznym w Warszawie. Najnowsze projekty zostały stworzone dla nowo powstałego miejsca w stolicy - Poppy Shop (bardzo ciekawe połączenie szkoły, studia makijażu i showroomu), gdzie można nabyć te wspaniałe ubrania. Obecnie Natalia pracuje nad strojami do spektaklu teatralnego, uwspółcześnionego dramatu greckiego ("Lucyferia"), którego premiera będzie miała miejsce 31.05.2011 w Lublinie. Czekam na efekty!



Informacje oraz zdjęcia pochodzą z portfolio Natalii - tutaj. Dziękuję jej za wszystkie udzielone informacje :) Autorzy zdjęć w kolejności występowania w poście : Tymek Maciejewski, Joanna Chwiłkowska (modelują Johnny oraz Karolina Gadomska).

20 lutego 2011

bebaroque

To nie żadna nowość, że rajstopy mogą zmienić charakter stylizacji. W końcu inaczej będą prezentować się cieliste pończochy a inaczej ich biała wersja w różowe serca, nawet jeśli cała reszta pozostanie bez zmian. Nic nie nada jednak takiego charakteru jak rajstopy bebaroque - zdecydowanie najpiękniejsze, jakie kiedykolwiek widziałam!

Firmę założyły w 2007 roku dwie kobiety - Mhairi Mc Nicol i Chloe Patience (odpowiednie nazwisko do tworzenia rzeczy o takiej liczbie detali!). Stosunkowo szybko wszystko, co wyszło spod rąk tych pań zaczęło zdobywać popularność. Także wśród gwiazd, celebrytów i ... zagranicznych blogerów. Rajstopy bebaroque podziwiać można w Vogue, i-D i wielu innych magazynach, szturmem wkroczyły do prasy modowej. I nic dziwnego, bo wspaniale prezentują się w różnorodnych sesjach zdjęciowych.

Ceny zdecydowanie należą do takich, na które nie warto nawet spoglądać trzeźwym okiem, by oszczędzić swoje zdrowie psychiczne, ale... od czego są własne pomysły? W sieci jest już cała masa wskazówek dotyczących DIY, wystarczy poszukać - jak np. tu (cudowne!),tu i tu a nawet na YouTube.. W tym wypadku, zamiast portfela, ogranicza nas wyłącznie wyobraźnia.

W ofercie bebaroque mamy jeszcze inne pyszności. Prócz najróżniejszych rajstop i pończoch można znaleźć między innymi cudowne, ozdobne body, seksowne sukienki i delikatne szale. Nawet jeśli projekty bebaroque są dość odległe cenowo dla przeciętnej Polki, warto zajrzeć - nie da się nie zainspirować takimi cudami!

Wszystkie informacje pochodzą ze strony internetowej bebaroque. Jak zwyle - można polubić na FB.

17 lutego 2011

Alicja Zdebska

Awangarda w Polsce niestety często ogranicza się wyłącznie do kulinariów, a to i tak pewnie wyłącznie za sprawą pewnej znanej firmy i ich reklam. Chociaż sama jestem minimalistką, lubię zobaczyć (szczególnie na zdjęciach i na wybiegu!) coś powalającego, unikatowego.


Alicja Zdebska - oto odpowiedź na moje prośby. Na pewno nie ma w tych projektach banału. Są odważnie, ale przemyślane. Większości z nich kibicowałabym w najlepszych sesjach zdjęciowych - dorównują poziomem niejednemu znanemu nazwisku! A sporą część założyłabym sama, w imię łamania wszystkich modowych barier. W końcu moda ma być zabawą a projekty Alicji zdają się to potwierdzać.



Nie ma tutaj strachu przed eksperymentem, są ciekawe i odważne połączenia. Welurowa marynarka i cekinowa sukienka? Krzywię się na samą myśl o tym. A potem widzę zdjęcie jednego z projektów Alicji i... zmieniam zdanie. Jestem pod wrażeniem, jak dobrze takie połączenie może wyglądać. Zaskakujące, ale piękne - jak większość projektów Alicji Zdebskiej.



Projektowaniem zajmuje się od dziecka; od samego początku jej droga obfituje w sukcesy. Na swoim koncie ma już kilka półfinałów i finałów konkursów, między innymi prestiżowych Oskarów Fashion, Off Fashion w Kielcach czy Fashion Designer Awards. Na liście sukcesów można też umieścić sesję zdjęciową do magazynu Zwierciadło oraz wywiad w Gazecie Wyborczej. Udowadnia, że młoda i kreatywna osoba ma siłę przebicia nawet w tak wymagającym biznesie, jakim jest moda.



Jej haute couture podziwia się z przyjemnością, to projekty których nie da się tak łatwo wyrzucić z pamięci. Z kolei widząc kolekcje prêt-à-porter marzy się o posiadaniu poszczególnych rzeczy we własnej szafie. To projekty dla kobiet odważnych, świadomych tego, jak chcą wyglądać, a nie dla przypadkowych osób. I dzięki temu zachwycają niebanalnością.



Piękne szkice, zdjęcia oraz informacje pochodzą z profilu Alicji na Facebooku, na który zapraszam tutaj. Autorzy zdjęć (wg kolejności fotografii w poście) : Paulina Duszczyk, Filip Owczarek, Katarzyna Widmańska oraz Anna Sobczak.

15 lutego 2011

trencz

Istnieją takie połączenia, które w naszej świadomości zadomowiły się chyba na zawsze. Na mojej liście na pewno wysokie pozycje zdobyłyby choćby szpilki Louboutina, ale miejsce pierwsze zdecydowanie należy się Burberry. Kiedy słyszę słowo "trencz" to pierwszy dom mody, który przychodzi mi do głowy.

Zdecydowanie must-have w każdej szafie. Od lat króluje zarówno na ulicy, jak i na dużym ekranie. Już dawno przestał przywodzić na myśl wyłącznie detektywów wszelkiej maści. Lista skojarzeń uzupełniana jest obecnie raczej przez słowa takie jak klasyka, elegancja, prostota. O jego pochodzeniu też już się nie pamięta - w końcu czy to możliwe, żeby taka piękna rzecz pochodziła z okopów?

Dla niedowiarków (sama nim byłam) kilka słów wyjaśnienia - trencz w swojej pierwotnej postaci był odzieniem męskim,a na dodatek...wojennym. Początków jego historii upatruje się w okopach (zresztą słowo okop po angielsku to trench) I wojny światowej (a wszystko to dzięki Tomaszowi Burberry i gabardynie, czyli tkaninie przez niego stworzonej). Jego kariera w armii była dynamiczna i rozwijała się, tak jak sylwetka. Ponownie wykorzystany "militarnie" w kolejnej wojnie, po jej zakończeniu ze spokojem rozgościł się w świecie cywilów, choć już w okresie międzywojennym były ciuchem, po który z chęcią sięgano. Na tym etapie swojego życia trencz miał kilka charakterystycznych cech - po pierwsze kolor. Ograniczał się zwykle do odcieni beżu lub khaki, ewentualnie czerni. Zwykle miał 8 lub 10 guzików, charakterystyczne paski przy zakończeniu rękawów i na ramionach, zawiązywany był w pasie.

Od tego czasu trencz praktycznie nigdy nie wyszedł z mody - zmieniały się jego cechy, urozmaicano krój, ale ciągle pozostaje na szczycie. Przez lata noszony był bardzo chętnie także wśród znanych postaci (może stąd jego sława?), zarówno ze świata polityki (Churchill, Reagan), literatury (G.B.Shaw) a także aktorów (a konkretniej ich filmowe kreacje) - kto nie pamięta słynnej sceny pocałunku ze Śniadania u Tiffany'ego, kiedy bohaterowie mają na sobie piękne, klasyczne beżowe trencze?

Wracając jednak do mistrza - Burberry. Ten dom mody założony w 1856 nie odstępuje znacząco od pierwotnej formy, cały czas składając płaszcz z dokładnie 26 kawałków materiału. Zmienił się kolor, detale, ale ponadczasowy charakter został zachowany. Trencz jest doceniany na całym świecie, nie tylko w oryginalnej wersji. Skala jego popularności może zapewne dorównać klasycznym szpilkom czy małej czarnej. A nawet je pobić, bo w końcu trencz, w przeciwieństwie do rywalek, dostępny jest zarówno w wersji kobiecej, jak i męskiej. Dowodem na tak znaczącą popularność może być między inny projekt Art of Trench. Na stronie internetowej Burberry możemy znaleźć zdjęcia ludzi z całego świata. Żywy dowód, potwierdzający, jak uniwersalny to model!

Na szczęście prócz marzeń o oryginalnym trenczu Burberry w szafie, można posiadać też własny egzemplarz innej firmy - w końcu w sieciówkach jest ich masa. Dostępne chyba o każdej porze roku, w dowolnym kolorze - czego chcieć więcej? Chyba tylko ponadczasowego oryginału.

A jeśli kogoś zaciekawiła historia trenczu - polecam stronę Old Magazines Articles, gdzie można znaleźć prawdziwe perełki - artykuły z gazet, poświęcone właśnie bohaterowi posta. Co pisano o nim w Vanity Fair czy w Harper's Bazaar w 1918? Warto sprawdzić.

13 lutego 2011

shakuhachi

Zdecydowanie nie lubię wybiegać w przyszłość jeśli chodzi o modę. Nigdy nie rozumiałam, jak można w środku zimy zachwycać się kolekcjami na lato? Śnieg i mróz zmuszają do noszenia kilku warstw ubrań a na lekkie sukienki i buty z odkrytym palcem patrzę z łzami w oczach, nie mogąc doczekać się już dodatnich temperatur. Dlatego oglądanie kolekcji SS odkładam zawsze na ostatnią chwilę. Nie dlatego, że oglądać ich nie chcę, ale dlatego, że dbam o swoje zdrowie psychiczne i nie mam zamiaru zadręczać się tym okropieństwem za oknem, które rzekomo nazywamy 'pogodą'.
Właśnie robię wyjątek. Może dlatego, że oślepia mnie słońce, przez co nie widzę zalegającego wszędzie śniegu, może po prostu zakochałam się w tej kolekcji i chciałabym ją nosić, niezależnie jaką temperaturę wskazuje mój termometr.

Shakuhachi. Brzmi obco (oryginalnie słowo to oznacza japoński flet), ale za marką kryje się Jessie White. Projekty tej pani z przeciwległej półkuli (a dokładniej z Australii) możemy znaleźć w Vogue, Marie Claire czy Harper's Bazaar. Ich prostota oczaruje każdego!

Kolekcja wiosna/lato 2011 ma w sobie coś kobiecego, urzekają dopasowane sylwetki, lekkie materiały połączone z zupełnie innymi - luźnymi w wydaniu 'maxi'. Dominują delikatne kolory : pudry (beże i róże), biel, szarości, camele. Wszystko spaja niezastąpiona i ponadczasowa czerń. Kolekcja składa się z prostych krojem elementów, które uzupełniane są głównie koronkami lub delikatnymi, przezroczystymi tkaninami. Do tego zabawa długością (np. ultrakrótki gorsecik połączony ze spódnicą do kostek) i drapowaniami.

W kolekcji mamy chyba każdy letni 'must-have' : najwięcej jest sukienek, co, jako miłośniczkę tego elementu garderoby, bardzo mnie cieszy (zwiewne maxi dresses na plażę i seksowne mini na przyjęcie - różnorodność jest fenomenalna), ale znajdziemy też szorty, koszulki, spódniczki czy kombinezony. Żeby nie było nudno - lookbook wzbogacony jest opaskami, słomkowymi kapeluszami i zdecydowaną biżuterią. Do tego proste, choć dość masywne buty. Połączenia w wersji Shakuhachi to przepis na sukces, ale projekty są tak uniwersalne, że bez problemu widzę je (w marzeniach, niestety) w wielu innych zestawieniach.


Wszystkie informacje pochodzą z oficjalnej strony internetowej Shakuhachi oraz z niezastąpionego FB. ZDJĘCIA - na stronie oficjalnej.

11 lutego 2011

recepta na optymizm

Jedyne na świecie projekty, które przywodzą mi na myśl bycie szczęśliwym człowiekiem. Może to brzmieć śmiesznie (nawet dla mnie tak brzmi, chociaż sama to wymyśliłam i cały czas tak uważam!), ale w takich ciuchach wszystko musi iść po naszej myśli! Recepta na optymizm - projekty Anny Pitchouguiny.
Na pewno już o niej czytaliście, zapewne nie raz przeglądając jakiś magazyn o modzie, natknęliście się na zdjęcia jej projektów. To nic trudnego, bo lista osiągnięć rośnie i przypuszczam, że z zapałem i kreatywnością Pitchouguiny, będzie rosła nadal. Absolwentka warszawskiej MSKPU i studentka łódzkiej ASP może się już pochwalić między innymi udziałem w Łódzkim Tygodniu Mody, stażem u Derek'a Lam'a oraz licznymi publikacjami (wśród tytułów, gdzie pojawiły się jej prace warto wymienić Elle, Glamour, K MAG oraz Take Me).


Ubrania opowiadają historie, są pełne emocji, mam wrażenie, że "żyją", układając się w piękne formy na modelce. Na stronie możemy przeczytać między innymi, że "od samego początku celem było stworzenie ubrań, w których będzie biło serce, które nawiążą kontakt ze swoim właścicielem (...) poprzez stworzenie atmosfery, uczuć, ciekawości" - zamysł zdecydowanie się spełnił!


Łączy przeciwieństwa. Sukienki są dziewczęce, zwiewne i jednocześnie szalenie kobiece. Są przemyślane i dopracowane, ale w żadnym wypadku nie sztywne. Chociaż dominują ciemne, intensywne barwy - w ogóle nie smutne. Dodatkowo godne podziwu skupienie na detalu, który dostrzega się dopiero po chwili. Te projekty są perfekcyjne, przemyślane, ale mają w sobie coś spontanicznego. I jestem pewna, że dodają optymizmu. Od samego patrzenia na nie czuję się lepiej!



Nie mam zamiaru pisać więcej, choć mogłabym wiele, bo każdy element z jej kolekcji jest dla mnie szalenie inspirujący. Te projekty trzeba zobaczyć - po prostu. W tym celu zapraszam na oficjalną stronę www oraz na FaceBooka.


Wszystkie informacje oraz zdjęcia pochodzą z oficjalnej strony internetowej projektantki. Zakupić można je między innymi w sklepie Cloudmine oraz DecoBazaar.

9 lutego 2011

kibako

Chciałabym, żeby kobiety nosiły na szyi suwak, owijały wokół niej trawę, wkładały w uszy kawałki dętki a na palcach nosiły oporniki elektryczne. Nie, to nie jest moja senna wizja - po prostu uwielbiam oryginalną, wyróżniającą się biżuterię. Odważną, czasem szokującą, wartą zapamiętania - taka właśnie jest Kibako. I to właśnie taką powinny nosić kobiety zamiast powielanych, plastikowych wisiorków z sieciówek.

"Ki bako" czyli japońskie drewniane pudełko. Ten fascynujący naród pakuje w nie przeróżne rzeczy - od sushi po zabawki dla dzieci. Projektantka, zaciekawiona tym fenomenem, daje nam możliwość zajrzenia do takiego właśnie pudełka. A co w nim? Same cuda - a każde wyjątkowe!



Anna Skłodowska, która kryje się za projektem Kibako, opiera swoją twórczość o ideę nazwaną "New Destination". O co chodzi? Materiały, które zostały wykorzystane do wyrobu biżuterii początkowo miały zupełnie inne zastosowanie, ale jako piękna ozdoba o odmiennym niż pierwotne znaczeniu, otrzymują "nowe przeznaczenie". I tak oto dochodzę do momentu, w którym muszę przyznać, że z tymi opornikami, to wcale nie był żart! A ponieważ materiały są wtórne, to jednocześnie duży ukłon w stronę ekologii. Anna mówi : "Chciałabym aby osoby noszące biżuterię Kibako miały świadomość, że ma ona swoją historię, przesłanie ekologiczne oraz niepowtarzalny wzór."

Jedno z moich pierwszych pytań do Ani związane było z wyborem dziedziny, w której się spełnia - przecież wokół jest tyle różnych kategorii, w których można realizować swoje designerskie pasje. Jej odpowiedź jest jednocześnie wspaniałym opisem biżuterii, którą tworzy - "Nie ma ograniczeń w formie i materiale (...) w pewien sposób jest ona dla mnie formą małej przenośnej rzeźby,a ludzie naturalną formą ekspozytora". I najbardziej urzekające jest dla mnie właśnie to, że nie ma tu ograniczeń. Cokolwiek zostanie przez projektantkę przerobione wygląda, jakby tak naprawdę stworzone było tylko po to, by błyszczeć na naszej szyi czy olśniewać z przegubu. Ponadto Ania obiecuje nam, że każdy wytwór jest unikatowy (dodatkowa gwarancja niepowtarzalności - blog Ani, na którym podąża za biżuteryjnymi nowościami - zdecydowanie wie, co się dzieje w tej branży!)- jak tu nie kochać Kibako?



Warto śledzić poczynania Ani Skłodowskiej, ponieważ pojawia się ona na wystawach i seminariach. Ostatnio znaleźć ją można było na Art, Fashion and Design (Bydgoszcz) a w najbliższym czasie zaprezentuje się na wystawie organizowanej przez Galerę Krytyków POKAZ. Informacje na ten temat oczywiście dostępne są na oficjalnej stronie internetowej.


Wszystkie informacje oraz zdjęcia pochodzą od Ani Skłodowskiej, której serdecznie dziękuję za poświęcony mi czas oraz zapraszam na jej oficjalną stronę www - Kibako.pl.

1 lutego 2011

cute elegance

Prostota, minimalizm, staranność - zwykle te trzy cechy wystarczą, by mnie zainteresować jakimś projektem. Jeśli połączy się to z rozwijającym się i obiecującym talentem, moje uczucie rośnie. Tak też było z projektami Magdaleny Gąsiorowskiej.


Magda z łatwością łączy dziewczęcość z kobiecością - jeśli pudrowy róż, to konieczne skórzane wstawki, słodkie falbanki równoważy dopasowana sylwetka sukienki. Powtarzające się w projektach elementy nadają wszystkim pracom pewną spójność, ale nie wieje tu nudą. Chociażby falbany - pozornie takie same, ale po przyjrzeniu się widać nowe interpretacje - tu ucięte, tam postrzępione, wykorzystano inny materiał i voila! Zdecydowanie jestem ich fanką. Głosuję za nazwaniem falbanek znakiem firmowym Magdy!


Dominuje tu ponadczasowość, proste kroje, które można włożyć na sylwestrową noc, wesele przyjaciółki i randkę z ukochanym. I na każdym przyjęciu będą tak samo olśniewające. Jak mówi sama Magda - "staram się celowo nie korzystać z trendów - selekcjonuję co mi się podoba i interpretuję na swój sposób". Z tego prostego przepisu otrzymujemy produkt nowoczesny, ale klasyczny i nieprzesadzony. Sukienki podkreślają to, co trzeba (mam wrażenie, każda modelka ma w nich talię osy!), zakrywają drobne mankamenty. Na pewno dodają pewności siebie, bo któż nie chce mieć wyjątkowego, designerskiego ciucha w swojej szafie... A za taki unikat zapłacimy naprawdę przyzwoicie, szczególnie kładąc na wagę jakość i precyzję wykonania oraz unikatowość, porównując to z powtarzalnymi, sieciówkowymi szmatkami wątpliwej jakości.



Na swoim koncie ma już kilka mini pokazów w Warszawie oraz półfinał Off Fashion Kielce. Marzenia i cele? Ciągły rozwój i samodoskonalenie oraz zdobycie wyższego zawodowego wykształcenia. Miejmy nadzieję, że butik online, który na razie jest tylko zalążkiem pomysłu w głowie Magdy, rzeczywiście powstanie i niedługo będziemy mogli nabyć jej prace za jednym kliknięciem. Już ustawiam się w kolejce!

Teraz zapraszam do zapoznania się z całokształtem pracy Magdy na jej blogu oraz polubienia jej profilu na Facebooku. Warto śledzić w poszukiwaniu nowych projektów.

Wszystkie informacje na temat projektantki pochodzą z jej bloga lub od niej samej. Dwie pierwsze fotografowie są autorstwa Matthew Lenartowicza (modelka : Anna Zalewska, MUA : Marta Baran), kwiatowe cudo uwieczniła Marta Makarewicz (modelka : Patrycja Wakuluk, MUA : Gosia Sobolewska).