15 lutego 2011

trencz

Istnieją takie połączenia, które w naszej świadomości zadomowiły się chyba na zawsze. Na mojej liście na pewno wysokie pozycje zdobyłyby choćby szpilki Louboutina, ale miejsce pierwsze zdecydowanie należy się Burberry. Kiedy słyszę słowo "trencz" to pierwszy dom mody, który przychodzi mi do głowy.

Zdecydowanie must-have w każdej szafie. Od lat króluje zarówno na ulicy, jak i na dużym ekranie. Już dawno przestał przywodzić na myśl wyłącznie detektywów wszelkiej maści. Lista skojarzeń uzupełniana jest obecnie raczej przez słowa takie jak klasyka, elegancja, prostota. O jego pochodzeniu też już się nie pamięta - w końcu czy to możliwe, żeby taka piękna rzecz pochodziła z okopów?

Dla niedowiarków (sama nim byłam) kilka słów wyjaśnienia - trencz w swojej pierwotnej postaci był odzieniem męskim,a na dodatek...wojennym. Początków jego historii upatruje się w okopach (zresztą słowo okop po angielsku to trench) I wojny światowej (a wszystko to dzięki Tomaszowi Burberry i gabardynie, czyli tkaninie przez niego stworzonej). Jego kariera w armii była dynamiczna i rozwijała się, tak jak sylwetka. Ponownie wykorzystany "militarnie" w kolejnej wojnie, po jej zakończeniu ze spokojem rozgościł się w świecie cywilów, choć już w okresie międzywojennym były ciuchem, po który z chęcią sięgano. Na tym etapie swojego życia trencz miał kilka charakterystycznych cech - po pierwsze kolor. Ograniczał się zwykle do odcieni beżu lub khaki, ewentualnie czerni. Zwykle miał 8 lub 10 guzików, charakterystyczne paski przy zakończeniu rękawów i na ramionach, zawiązywany był w pasie.

Od tego czasu trencz praktycznie nigdy nie wyszedł z mody - zmieniały się jego cechy, urozmaicano krój, ale ciągle pozostaje na szczycie. Przez lata noszony był bardzo chętnie także wśród znanych postaci (może stąd jego sława?), zarówno ze świata polityki (Churchill, Reagan), literatury (G.B.Shaw) a także aktorów (a konkretniej ich filmowe kreacje) - kto nie pamięta słynnej sceny pocałunku ze Śniadania u Tiffany'ego, kiedy bohaterowie mają na sobie piękne, klasyczne beżowe trencze?

Wracając jednak do mistrza - Burberry. Ten dom mody założony w 1856 nie odstępuje znacząco od pierwotnej formy, cały czas składając płaszcz z dokładnie 26 kawałków materiału. Zmienił się kolor, detale, ale ponadczasowy charakter został zachowany. Trencz jest doceniany na całym świecie, nie tylko w oryginalnej wersji. Skala jego popularności może zapewne dorównać klasycznym szpilkom czy małej czarnej. A nawet je pobić, bo w końcu trencz, w przeciwieństwie do rywalek, dostępny jest zarówno w wersji kobiecej, jak i męskiej. Dowodem na tak znaczącą popularność może być między inny projekt Art of Trench. Na stronie internetowej Burberry możemy znaleźć zdjęcia ludzi z całego świata. Żywy dowód, potwierdzający, jak uniwersalny to model!

Na szczęście prócz marzeń o oryginalnym trenczu Burberry w szafie, można posiadać też własny egzemplarz innej firmy - w końcu w sieciówkach jest ich masa. Dostępne chyba o każdej porze roku, w dowolnym kolorze - czego chcieć więcej? Chyba tylko ponadczasowego oryginału.

A jeśli kogoś zaciekawiła historia trenczu - polecam stronę Old Magazines Articles, gdzie można znaleźć prawdziwe perełki - artykuły z gazet, poświęcone właśnie bohaterowi posta. Co pisano o nim w Vanity Fair czy w Harper's Bazaar w 1918? Warto sprawdzić.

4 komentarze:

  1. Mam, oczywiście, że nie Burberry, ale mam! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Cała prawda o trenczach, sama mam jeden ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Tez mam! I tez nie Burberry:( Mojeulubione polaczenie to trencz i trampki:)

    OdpowiedzUsuń
  4. @Tom&Jag Teraz nie Burberry (co oczywiście nie znaczy, że inny = gorszy, sama jestem zakochana w swoim!), ale kto wie, co nas czeka za parę lat ;) A w tym kroju urzeka właśnie to, że można go połączyć dosłownie z każdym elementem i wygląda obłędnie!

    OdpowiedzUsuń