Zasady są proste: jeśli ktoś znika na sezon bądź dwa, musi mieć ku temu dobre powody. I wrócić w świetnym stylu. W końcu stwierdzenie „you are nobody until you are talked about” w tej branży naprawdę się sprawdza, a sezon bez publikacji to sezon stracony. Ale czuję, że mimo chwilowej nieobecności, Mariusz Brzeziński wraca w formie. I będzie o nim w najbliższym czasie głośno.
O najnowszej kolekcji można byłoby powiedzieć: to klasyczne połączenie szlachetnych barw: czerni, bieli, czerwieni, granatu. Gra fakturami. Zabawa długościami. Kilka słów, które nie wzbudzą większych emocji. Dlatego zamiast pisać, wolałabym te rzeczy nosić. Jestem pewna, że to ubrania, za którymi odwracałaby się niejedna mijana osoba. Pozornie proste - pudełkowe, luźne formy równoważą bliskie ciału golfy i sukienki, mocną czerwień i granat uspokajają biel oraz czerń. Zabawy kontrastami nie tylko przykuwają wzrok, ale ciekawie budują proporcje sylwetek. Zwracają uwagę materiały: błyszczenia, miękkie futrzano-pierzaste wstawki, trochę teatralne, ale uspokojone przez klasyczną kolorystykę. Spojrzenie przyciągają też perfekcyjnie wypracowane detale: wstawki, lamówki, szycia, guziki - to właśnie te elementy sprawiają, że rzecz wygląda naprawdę dobrze. Kilka sylwetek z kolekcji Brzezińskiego parokrotnie zwiększyłoby wartość szafy: proste koszulki i stara torba zyskałyby przy niej nowe (i modne) życie. I chociaż projektant skierował swoją markę w stronę klienta o nieco zasobniejszym niż przeciętny portfelu (stąd też kilka zdecydowanie bardziej "scenicznych" propozycji, jak błyszczące, czerwone spodnie), warto chociaż pomarzyć. W końcu jest o czym; moja sukienka z jego pierwszej kolekcji zbiera komplementy do dziś. Ciekawe, czy nowy model cieszyłby się równie dużym uznaniem...
Mariusz Brzeziński - fb
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz