Nie wiem, czy to kwestia wieku (ekhm), czy raczej jesienna atmosfera, ale ostatnio coraz więcej miejsca na blogu to wspomnienia i powroty. Jedną z pierwszych poznanych przeze mnie projektantek była Anna Pitchouguina. Nieliczni pamiętają jeszcze pierwszą wersję Cloudmine, gdzie w towarzystwie ubrań vintage, gościła właśnie Ania. Naprawdę cieszy pisanie o marce, którą zna się od jej pierwszych kroków, jeszcze na polskim rynku. Teraz Pitchouguina podbija inne państwa prosto z Londynu. I chociaż u niej króluje już wiosna 2015, przyszedł czas na kilka słów o wyjątkowo przyjemnej jesieni.
To właśnie zimowe kolekcje pitchouguiny lubię najbardziej. Romantyczne koronki i ciepłe wełny łagodzą trochę smutek po odejściu lata. Wyszywane motywy florystyczne z powodzeniem zastąpią biżuterię, półprzezroczyste materiały - dziewczęce marzenia o bajkowej kreacji. Bo w kolekcjach pitchouguiny jest coś pełnego refleksji - może nad minionymi chwilami, beztroskim dzieciństwem, a może to emigracyjna tęsknota? Piękne, ale trochę naiwne nadruki, koronki, transparentności... To ubrania współczesnej romantyczki. Takiej, która nie spaceruje po lesie, a raczej przemierza Londyn metrem - ciężkie buty, duży kaptur i kurtka typu bomber ochronią ją przed deszczową, angielską aurą. Mimo tego, że ubrania nawet wyjęte zupełnie z lookbookowych ram (tutaj) nie tracą swojego romantyczno-nostalgicznego charakteru, są bardzo współczesne. Mocne kolory (limonkowy żółty, intensywny pomarańczowy, butelkowa zieleń) czuwają nad tym, żeby całość była bardziej nowoczesna. W końcu nadmiar romantyzmu może wyglądać teatralnie. Tu - wygląda po prostu bajkowo. A jednocześnie jest i do oglądania, i do noszenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz