Kiedy oglądam jakąkolwiek kolekcję, staram się unikać myślenia o jej twórcy, jako o "pewniaku". Poprzednie projekty traktuję jako coś, do czego mogę się odnieść i bardzo lubię, gdy stawiana przez nie poprzeczka jest wysoko. Im wyżej, tym lepiej, ale oczywiście i trudniej. Na pewno wszystko, co tu napiszę, będzie w pełni subiektywne - bo czy kiedykolwiek możemy mówić o obiektywnym patrzeniu na kolekcję? W końcu sposób, w jaki ją widzę, naznaczony jest tym, co pokazano mi do tej pory. A jeszcze w kwietniu widziałam bardzo dużo - po tamtym pokazie psychofani zaczęli swoje prywatne sesje. Wymagania były wysokie. Ale, przynajmniej według mnie, Michał Szulc im sprostał.
Zacznę więc przewrotnie: z kolekcji Violent sama nie założyłabym prawie nic. Za to uważam, że to zdecydowanie jedna z lepszych (o ile nie najlepsza) kolekcji pokazanych w tym roku na Alei. Dynamiczny i energetyczny pokaz zadziałał lepiej niż mieszanka kawy z Red Bullem, nie wiem, czy to za sprawą muzyki, ubrań, czy modelek, które czerpały z przejścia po wybiegu taką przyjemność, że nie sposób było tego nie poczuć. Rewelacyjne, mocno sportowe stylizacje, które jednak nie odeszły od znanej do tej pory, szulcowej estetyki. Całość była trochę nonszalancka, jakby modelki zarzuciły na siebie parę ubrań od niechcenia, czując się w nich świetnie, a wyglądając niepokojąco dobrze! Czy to właśnie nie o takim szyku śnimy po nocach? Zero wysiłku, za to wiele niewymuszonego efektu. W samej kolekcji podoba mi się subtelne nawiązanie do poprzedniego sezonu, jesienny pasiasty wzór tym razem zmienił się w energetyczną (ha! mówiłam, że było tutaj sporo energii) zebrę, pojawiło się też trochę szaleństwa, jak choćby sukienka, która w moich notatkach zyskała miano "papuziej" (zdjęcie poniżej, w duecie z zebrą). Dobrze widzieć, że w Polsce ktoś eksperymentuje zarówno z wzorem, jak i kolorem. Pojawił się piękny, wakacyjny odcień turkusu oraz róż (czerwień?), zawieszony gdzieś między amarantem i maliną. Dopiero na zdjęciach dostrzegłam też piękne faktury materiałów - bardzo żałuję, że nie miałam okazji przyjrzeć się wszystkiemu bliżej w Łodzi.
Sport spodobał się od razu (nie tylko psychofanom). Za to prawdziwą euforię wzbudziło drobne wycięcie w kołnierzach marynarek i płaszczy (swoją drogą, bardzo udanych) - sprytny szczegół, przez który można przełożyć rozpuszczone włosy. Odetchnęłam z ulgą, że wbrew obietnicom nie ścięłam swoich - w końcu się do czegoś przydadzą! Przy okazji nasunęła mi się myśl, że chyba pierwszy raz w kilku polskich kolekcjach zaczęły powtarzać się określone motywy - wspomniane rozcięcia (na spodniach namierzone też między innymi u Agaty Wojtkiewicz, w wersji maksi - u Moniki Błażusiak), czy chusty, które tydzień przez łódzkim FW widziałam w pokazie Ani Kuczyńskiej. Przynajmniej w mojej głowie wszystko zaczyna łączyć się w całość - czy to dobry moment na to, by myśleć o polskich mikrotrendach? W końcu naprawdę mamy projektantów, którzy mogą je wyznaczać. Uwierzmy w to.
Nie da się ukryć, że Violent to najbardziej komplementowany sobotni pokaz. Wcale mnie to nie dziwi, bo dopracowano go od A do Z - od sportowych czapeczek,do kultowych Ray Banów. Dobrze widzieć na wybiegu różnorodne (ale spójne) sylwetki - pojawiły się nawet długie suknie, którym bliżej do towarzysza turystycznych, miejskich spacerów, niż kreacji na czerwony dywan. Jako wierna fanka tego, co kobiece, wersję granatową wpisałam na listę życzeń. Za to wyjątkowo, po pokazie cały czas chodził mi po głowie... sportowy stanik. Nie wiem, w jakiej wersji występuje (na zdjęciach wygląda na skórzany), ale razem z dopasowanymi majtkami, widziałabym go w postaci stroju kąpielowego. I chociaż nie przepadam za kąpielami, jeśli wejdzie do sprzedaży w postaci bikini, jestem pierwsza w kolekcje na plażę!
Wszystkie zdjęcia - Marek Makowski, pełna fotorelacja z pokazu - tutaj. Tutaj strona i fanpage Michała Szulca.
Zastanowiła mnie w Twojej relacji jedna rzecz: czy jeśli ktoś (akurat teraz w tej roli Ty ;)) ogląda pokaz i stwierdza, że kolekcja jest super i równocześnie nie ma ochoty niczego (czy prawie niczego) z niej założyć, to czy to nie jest jednak klęską projektanta? Co z tego, że się podoba, skoro ludzie tego nie będą kupować?
OdpowiedzUsuńMyślę, że nie - akurat tutaj musisz mi uwierzyć, że słów "muszę to mieć" słyszałam wiele:) Ja sama po prostu nie przepadam za sportowym duchem (czasem mam wrażenie, że jestem jedynym takim ewenementem na tej planecie), legginsy czy sportowe spodenki to po prostu rzeczy, w których bym się źle czuła. Akurat trendom się nie poddaję i ołówkowa spódnica dla mnie będzie in zawsze i wszędzie, żadne dresy tego nie zmienią ;) Ale biorąc pod uwagę szał, jaki kolekcja zrobiła w Łodzi i szał, jaki obecnie wywołuje "sport" - myślę, że komercyjnie szansa na powodzenie kolekcji jest ogromna :)
UsuńTrochę "pachnie" mi ta kolekcja Rag&Bone, w pozytywnym sensie, uwielbiam ubrania sportowe (czy quasi sportowe). Choć gdyby zdjąć modelkom czapki, myślę, że spokojnie można zdjąć z kolekcji etykietę sportową. Z całości najmniej przekonują mnie sukienki.
OdpowiedzUsuńO właśnie - a mnie najbardziej, bo miłości do sukienek nie pokona żaden trend, a już w szczególności sportowy. Jest takie niemieckie powiedzonko o sporcie i całym sercem je popieram... ;)
UsuńBardzo spodobała mi się ta kolekcja, ale mam podobnie jak ty - widzę dla siebie zaledwie kilka rzeczy, głównie kurtki (srebrna!!!) czy płaszcze. Nie oznacza to bynajmniej klęski projektanta, o której pisze Modologia. Do mnie po prostu taki luźny, sportowy styl zupełnie nie pasuje, choć czasem bardzo bym chciała ;-) Myślę, że sukces jest wtedy, gdy potrafimy w każdej kolekcji znaleźć coś dla siebie, nawet jedną rzecz, którą zaadoptujemy do własnego stylu. Nie chodzi przecież o ślepo kopiowane sylwetki z wybiegów...
OdpowiedzUsuńWłaśnie - warto pamiętać, że w ogóle nie wszystkie sylwetki pewnie wejdą do "produkcji". Według mnie sukcesem jest przekonanie osoby takiej jak ja (czyli takiej, która nie przepada za sportowym stylem) do tego, że jednak da się go nosić i da się go zrobić inaczej niż inni, ciekawie, intrygująco!
UsuńCóż, Michał zdolny chłopak :) Póki co, jestem uzależniona od perfum SALE :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie ostatnio gdzieś na nie trafiłam online i żałuję, że nigdy nie wąchałam.. niestety moja wyobraźnia nie potrafi odszyfrowywać nut zapachowych ;)
UsuńPokaz Michała był dla mnie jednym z oczekiwanych. Ze względu na swoje "modowe rozdwojenie jaźni" w swojej szafie mam miejsce na sportowe i wyjściowe modele. Płaszcze, kurtki, ortalionowe spodnie - nie tylko ze względu na swoją nieskomplikowaną formę, ale również wykonanie i tkaniny znalazły się po obejrzanym pokazie w sferze moich westchnień. Wybór mój dodatkowo wzmocniła możliwość przyjrzenia się z bliska i podotykania większości ubrań. Fanką bejsbolówek nigdy nie byłam - muszę jednak przyznać, że umiejętne ich wykorzystanie w stylizacjach przekonało mnie na tyle, by stać się szczęśliwą posiadaczką jednej z nich ;-)
OdpowiedzUsuńHaha, czyżby właśnie tej z napisem VIOLENT?:)
UsuńZdecydowanie tak ! Chociaż z VIOLENCE też chętnie zakupię ;-)
UsuńDziękuję za wpis i komentarze, nie oczekiwałem takich reakcji po Violent :) Tym bardziej mi miło! Myślałem trochę o tym, co napisałaś i szczerze mówiąc ciekaw jestem Twojej reakcji na zdjęcia, które będą w sklepach internetowych (mam nadzieję, że porozmawiamy o tym - przynajmniej mailowo! :) ), bez stylizacji, okularów, świateł i muzyki, bez choreografii. W Violent posunąłem się chyba najdalej (patrząc na wszystkie wcześniejsze kolekcje) jeśli chodzi o stylizację i wskazanie jednego kierunku właśnie. Przez to, i dzięki temu, wszystkim wydaje się, że Violent jest takie łatwe w interpretacji, że jest jednotorowe; sport i już. Ale ciekaw jestem właśnie jak to będzie wyglądać w oderwaniu od pokazowej magii, w mocnym rozdrobnieniu. Zobaczymy (już niedługo...) I będzie mi bardzo miło jeśli wrócimy do rozmowy :) pozdrowienia! Michał
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz! Też jestem bardzo ciekawa - wiadomo, że w całej pokazowej otoczce zwraca się uwagę na trochę inne rzeczy, niż później np. w sklepie internetowym. No i w stylizacji nie widać wszystkiego - już w poprzedniej kolekcji kilka rzeczy mnie zdziwiło, a okazało się, że były schowane np. pod płaszczem :) Mam nadzieję, że będzie okazja do zamienienia chociaż kilku słów. Pozdrowienia :)
UsuńOkreślenie "szulcowa estetyka" zapamiętuję i używać będę w przyszłości, jeśli pozwolisz :).
OdpowiedzUsuńTo raczej pytanie do Michała, co on o tym sądzi :)))
Usuń