29 października 2012

Ania Ławska FW 2012

Zauważyłam, że ostatnio publikuję tu bardzo mało zdjęć biżuterii. Na pewno nie dlatego, że nic mi się nie podoba. Wprost przeciwnie, trafiam na wiele pięknych rzeczy, ale dziwnym trafem szybciej wędrują na fanpage niż tutaj. Tak było też z jesienno-zimową kolekcją Ani Ławskiej, która, w natłoku innych wpisów, gdzieś zniknęła... a nie powinna, bo naprawdę warto napisać o niej parę słów.
O ile sezonowość ubrań wydaje mi się dość prosta w zrozumieniu (bo w końcu, w uproszczeniu, latem zakładamy lekkie rzeczy, zimą - grube), o tyle w biżuterii sprawa nie jest tak łatwa. Bo jak pokazać, że dana rzecz ma określony charakter? Ani jakoś się udało - może za sprawą stonowanych kolorów, może dzięki temu, że tłem jej naszyjników jest puchaty sweter. A jej ozdoby, mimo wykorzystanych materiałów (skóra naturalna i stal), są delikatne i subtelne. Srebrne elementy kojarzą się trochę z naturą i przypominają drobne listki. Podoba mi się, że Ania, chociaż działa w obrębie tych samych materiałów, tworzy coś świeżego. I tak dobrego.
Fotografie - Katarzyna Tur, modelka - Zuza. Zapraszam na stronę i fanpage Ani.

26 października 2012

Art And Fashion Festival 2012 - słów kilka

Kolejna edycja Art And Fashion Festival w Starym Browarze właśnie się skończyła. Tegoroczna upłynęła pod znakiem romansu sztuki i mody. Namawiałam, zachęcałam i reklamowałam - i jeśli nie byliście, to naprawdę jest czego żałować (tak, zmuszam Was do tego, żeby za rok odwiedzić Poznań!). W sprawie filmów (głównie w cyklu AFF in Motion Doc) dość obszernie wypowiedziała się już Modologia, więc odsyłam do jej wpisu na ten temat. Chociaż napisała też o wykładach (ciężko nie polecić), chciałam zebrać kilka swoich luźnych przemyśleń na ich temat. Pierwszy, na który dotarłam odbywał się w formie panelu, prowadzonego przez Piotra Zacharę i dotyczyło polskiej mody. Nic dziwnego, że go nie ominęłam... ;)
Na spotkaniu poruszono tyle ciekawych wątków, że można na ich podstawie stworzyć z nich trzy kolejne panele. Uczestniczyło w nim 4 projektantów (Bartek Michalec wspomagany był przez swojego menagera) - Anna Poniewierska (tutaj wielki żal do Piotra Zachary, że nie próbował bardziej zaangażować jej w dyskusję), Maldoror, Michał Szulc i wspomniane Zuo Corp. Zestawienie ciekawe, bo bardzo różnorodne. I w stylu, i w opiniach.
Myślę, że poruszone podczas rozmowy tematy powinny służyć jako tło do kolejnych rozmów, ale także działania. Bo w końcu tylko aktywną postawą możemy cokolwiek zmienić a o polskich projektantach w kontekście mody, a nie ścianki i celebrytów nadal mówi się za mało. Problemy? Są. Po pierwsze: brak segmentacji rynku, dlatego też w jednym worze mamy tych, którzy tworzą coś na pograniczu haute couture i pret-a-porter, właścicieli marek streetowych i tych, którzy kopiują zdjęcia z internetu i wklejają je na koszulki w pracowni EmpikFoto (sama korzystam, więc pewnie dla niektórych jestem projektantką). Mało jest osób, które oddzielają rzeczy pokroju tego ostatniego od wartościowych projektów. Ten polski "kocioł" działa na niekorzyść projektantów i klientów, stąd warto zacząć myśleć nad podziałem i, co ważniejsze, wskazywaniu rzeczy dobrych i złych. Bez opisów w stylu "ta biała sukienka jest ładna, bo jest biała" i "pani znana z tego, że jest znana, uwielbia tę markę, więc noście ją wszyscy". W modzie nie da się uniknąć subiektywnych opinii, ale można dodać im więcej merytorycznej treści.
Dostępność wspomnianych małych marek odzieżowych, które proponują niezbyt skomplikowane, ale ciekawe i niedrogie ubrania, jest świetną alternatywą dla sieciówek i stanowi pewnego rodzaju pomost między kupowaniem masowym, a kupowaniem u projektantów. Ale tutaj pojawia się kolejny temat-rzeka, czyli jakość i ceny. Tak naprawdę stoję gdzieś pomiędzy opozycyjnymi postawami. Z jednej strony rozumiem projektantów, bo na cenę produktu nie składa się tylko koszt produkcji, ale także wycena pomysłu, wyjątkowości materiału/tkaniny... i wszelkie dodatkowe koszty, związane z obsługą marki. Chcemy, żeby komunikowali się z nami wykwalifikowani PR-owcy, na nasze pytania o dostępność wymarzonej sukienki odpisywano w kilka minut, z drugiej strony, wymagamy jak najniższej ceny. Wiadomo, że lepiej zainwestować w jedną rzecz, która przetrwa lata, niż w kilka słabej jakości, ale patrząc na polskie zarobki, czasem odkładanie jest po prostu niemożliwe. Dlatego oddaję część racji niezadowolonym klientom - bo są ceny, których sama nie rozumiem. A klient przecież kieruje się nie tylko ideą, nawet najpiękniejszą, ale i stanem portfela. Tutaj moja dygresja, skierowana głównie do młodych projektantów - zastanówcie się, dla kogo tworzycie. Nie można jednocześnie ubierać celebrytów, na metkach zapisywać czterocyfrowe ceny, ale promować się jako "streetowa moda dla nastolatek". Przykład rozwiązania? Zuo Corp i ich dwie linie - Zuo Corp + w przystępniejszej formie (czyli zwykłe rzeczy z "tym czymś") i cenie (od 100 zł) oraz główna - skierowana już do, nazwijmy to "wąskiej" grupy konsumentów.
Wątek projektantów, szczególnie mi bliski, chciałabym skończyć dość osobiście (i blogowo) - cała ta dyskusja z jednej strony napędziła mnie do działania, z drugiej, zaczęłam się zastanawiać, czy blogi (a wśród ich oceanu i mój) tak naprawdę coś dają. "My", czyli blogi pisane, nie mamy takiej siły przebicia, jak większość szafiarek. Ale jeśli chociaż jedna osoba dowiedziała się z tego bloga o jakimś projektancie, którego praca jest wartościowa (tylko takich tu znajdziecie!;)), zainteresowała się nim czy zdecydowała się na zakupy - to zaczyna mieć sens. I mówię całkiem poważnie!
Pierwszym niedzielnym wykładem, którego wysłuchałam, był "Marketing mody" Moniki Kapłan-Gerc. Jeszcze do niedawna dyrektor marketingu grupy LPP (czyli między innymi Reserved i House), obecnie prezes Deni Cler. Nie wiem, czy to dlatego, że pani Monika była świetnie do wykładu przygotowana, czy dlatego, że równie dobrze wyglądała... a może po prostu mówiła wyjątkowo ciekawe rzeczy, ale to mój zdecydowany, wykładowy faworyt. Przyznaję się do tego, że marketing wydaje mi się interesujący nie tylko w perspektywie firm odzieżowych, ale w tym połączeniu... żałowałam, że trwał tylko 1,5 godziny. W zasadzie ciężko odtworzyć to, co na wykładzie prezentowano (wiem, że nie zrobię tego tak dobrze), więc odsyłam do relacji Starego Browaru. W ogromnym skrócie - prócz kilku podstawowych informacji na temat marketingu mody (np. o sile designu w tym obszarze działalności), ciekawostek (w polskich sklepach tylko 20% to rzeczy typu "fashion", cała reszta to... basic), przedstawiono tzw. case study nad 2 markami - w przypadku wejścia na rynek Mohito oraz odnośnie kampanii Beautiful Story Reserved. Słuchałam uważnie i żałowałam, że nie udało mi się zadać pytania, które cały czas chodziło mi po głowie - "Jak zacząć...?".
Szczerze przyznaję, że z wykładu Lidii Hujic nie zrozumiałam zbyt wiele - nie nastawiałam się na korzystanie z tłumaczenia symultanicznego, ale myślę, że nawet to by nie pomogło. Wystrzeliwała z siebie angielskie słowa, z dużą porcją slangu, w takim tempie... że chyba nawet sama nie wszystko była w stanie zrozumieć. Lida mówiła między innymi o przechodzeniu różnych zjawisk, związanych z modą, do mainstreamu, o tym, co stawało się "cool", kiedy inni tego nie dostrzegali. Myślę, że warto zajrzeć na stronę projektu (The First To Know), żeby zapoznać się z tematem - można też zamówić książkę jej autorstwa. Jeśli ktoś zrozumiał więcej niż ja - zapraszam do podzielenia się przemyśleniami w komentarzach.
Wykład, czy raczej rozmowa prof. Marka Hendrykowskiego z Michałem Chacińskim pozwoliła trochę odetchnąć. Mówiono oczywiście o filmach - głównie o tych, które podczas AFF, w ramach cyklu AFF in Motion Doc można było zobaczyć. Panowie szczególnie polecali dwa z nich, zwracając uwagę na wyjątkowość obu dokumentów, Viktor&Rolf: because we're worth it (o współpracy marki z L'Oreal w celu stworzenia ich pierwszego zapachu, Flowerbomb) oraz Notebook on Cities on Clothes, w którym przedstawiono sylwetkę Yamamoto. Poruszono też kwestię wpływu współczesnych filmów na modę. Zgodzę się z nimi, że film nie ma już tak dużego wpływu, jak miał jeszcze kilkanaście lat temu. Króluje za to serial - Mad Men czy Gossip Girl na pewno mają wpływ na to, co (i jak) chcemy nosić. Może to przez to, że nie chcemy poświęcać tak dużo czasu myśleniu (filmy są jednak zwykle bardziej wymagające niż seriale) i wolimy obejrzeć 40-minutowy skrót? Czy siła filmu wróci a serialowa moc przetrwa? A może powstanie jeszcze inny rodzaj takiego "filmowego" wpływu na modę i tendencje? Pytań jest wiele, odpowiedzi - niestety trochę mniej...
Nie ma co ukrywać - Scott Schuman przyciągnął najwięcej fanów. No właśnie...fanów. Czyich/czego? Scott słusznie zauważył, że wiele osób mówi, że interesuje się modą. A większość z nich tak naprawdę interesuje się zakupami (chociaż angielskie słówko shopping chyba w tym wypadku lepiej oddaje charakter zjawiska). The Sartorialist to jedyny wykład, który wypełnił salę - pytanie tylko, czy wszyscy przyszli wysłuchać prelekcji, czy raczej by móc chwalić się znajomym, że widzieli go na żywo. Wnioskując po ziewaniu i nerwowym spoglądaniu na zegarek (nie żartuję!) niektórych osób, które siedziały w mojej okolicy - ze smutkiem przyznaję, że chyba to drugie... Wracając jednak do wykładu - oprócz opowieści o życiu fotografa i kilku zabawnych historyjek (np. o Annie Dello Russo), Scott powiedział kilka pozornie banalnych, ale wyjątkowo inspirujących rzeczy. Takie słowa-klucze, inspiracje, które powinniśmy mieć gdzieś z tyłu głowy. Po pierwsze - być otwartym na nowości, naukę i robienie wszystkiego jak najlepiej potrafimy. Przy okazji podał przykład Garance, która (jako Europejka)... bała się próbować tego, co chciała zrobić, ze strachu przed niepowodzeniem. Osobiste wzmianki na jej temat zaliczam do kategorii "urocze" - to między innymi takie anegdoty i opowieści sprawiały, że wykładu słuchało się naprawdę dobrze. To i inne rady z kategorii "bardzo pozytywne" od człowieka, który zrealizował swoje marzenia (zebrała je Magda Bulera na swoim blogu - 10 tips from Mr Sartorialist) były idealnym zamknięciem cyklu wykładów. Inspirującym i zachęcającym do działania.

Zdjęcia oraz towarzystwo - niezastąpiony Marek Makowski. :)

23 października 2012

Charlie

Pół roku temu, w Łodzi na pokaz Wioli Wołczyńskiej niestety nie dotarłam (było to spowodowane powrotem do Poznania w pogoni za obowiązkami, a nie, jak to modne w blogowym świecie, leczeniem kaca). Sama projektantka jeszcze przed pokazem zdradziła kilka szczegółów o kolekcji - powrót do ukochanych szarości, wykorzystanie grubych materiałów i rajstop. Całość w klimacie lat 20, ale trochę innym, niż moglibyśmy się spodziewać (flapper dress?). Po obejrzeniu zdjęć kilka rzeczy spodobało mi się bardziej, kilka mniej, po stronie plusów znalazły się charakterystyczne czapki-pilotki i grube płaszcze oraz żakiety. Bardzo podoba mi się określenie "kloszard w pilotce", użyte przez Harel, bo chociaż w mojej głowie nie było dokładnie takiego sformułowania, podobna myśl też "zaświtała".
Kolekcja wydała mi się trudna - w wymiarze, nazwijmy to, komercyjnym. Nie zaznaczała kobiecości (nie mówię, że jej brak to wada, ale bywa, że stanowi trudność w okiełznaniu całości), luźne kroje (momentami nawet workowate) a niektóre zestawienia, w połączeniu z pilotkami, miały charakter, którego nie uda się skopiować na ulicę bez wyglądania na przebraną. Dopiero sesja zdjęciowa, która ukazała się kilka tygodni temu, uświadomiła mi... siłę stylizacji. Może zabrzmi to dziwnie, ale dla mnie nagość w połączeniu z czarnymi szpilkami odświeżyły całość, nadając jej więcej... nowoczesności? Ciężko znaleźć odpowiednie słowo. Może nie jest to gotowa propozycja noszenia, ale jakimś cudem sprawia, że sama myśl wyjścia w takich rzeczach gdzieś poza wybieg i plan sesji zdjęciowej, wydaje się całkiem rozsądna. Dopiero tutaj zwróciłam uwagę na piękne tkaniny (o ile dobrze pamiętam, Wiola wspominała, że były zamawiane z Włoch), wyglądające na wyjątkowo grube i ciepłe. Przyglądam się raz jeszcze zdjęciom z pokazu i... stwierdzam, że kolekcja przecież nadaje się do noszenia. Płaszcze, żakiety, futerka wołają o zimę, by móc je założyć, pojedyncze zestawy wystarczy rozdzielić i na nowo połączyć, by nadawały się na wyjście do pracy (nawet dla osoby o trudniejszej figurze). Morał? Da się stworzyć ciekawą, spójną kolekcję z wyraźną inspiracją, która z jednej strony nada się do noszenia, a z drugiej - na wybiegu podążać będzie ku określeniu "ciekawa", a nie "zbyt prosta". No i kampania może zdziałać cuda...budząc nowe przemyślenia i spojrzenie.
Wszystkie zdjęcia - Justyna Dudek, modelka - Paulina/Model+, fryzura i makijaż - Ola Fochtman, stylizacja i ubrania - Wiola Wołczyńska. Zapraszam na fanpage i stronę projektantki.

19 października 2012

I wool love you

Uwielbiam klimat, do którego już drugi raz zabierają nas Roboty Ręczne. Latem spacerowaliśmy po Warszawie, chowając się przed słońcem w cieniu kawiarni i chłodząc się w fontannie. Te chwile minęły, ale przychodzą kolejne - bardziej intymne, domowe, swojskie. Jesienią łapiemy ostatnie promienie słońca przechadzając się po ogródku, grzejemy dłonie o kubek gorącej czekolady i ukrywamy się przed zimnem na wielkiej kanapie. Oczywiście razem z RR.
Roboty Ręczne kochają jesień. W końcu jak nikt inny rozumieją włóczkę i potrafią tworzyć z niej cuda - a takie cuda uwielbiają czas złotych liści i kasztanów. Lubią też naturalne rozwiązania, stąd kolorystyka kolekcji, która związana jest z użytymi materiałami - wełna pochodzi z lam (najlepsze zwierzęta świata!), merynosów, szetlandów, wielbłądów, jaków i królików. Ten uroczy zwierzyniec RR ujarzmiły przez mięsiste warkocze, proste ściegi i ozdobne ściągacze. Detale ozdabiają proste formy, wygodne i ponadczasowe. Dla niej i dla niego. Miękkim szalem można owinąć się na spacer po parku i oglądać w nim telewizję, popijając gorącą czekoladę, a gruby sweter pomoże w przetrwaniu najcięższych mrozów. Wszystko jest miękkie, ciepłe, ale wyjątkowo przystępne w formie. Jako miły dodatek - piękna sesja zdjęciowa w obiektywie zdolnej Moniki Witowskiej. Ta współpraca to kolejny (po sesji z Kasią Stach) przykład idealnego doboru ekipy. Oby jak najwięcej tak przyjemnych w odbiorze i inspirujących kampanii!
Fotografie - Monika Witowska, modelka: Aleksandra Stęplewska / Avant Models, make up: Karolina Rawa, stylizacja: RR x Ewelina Gordziejuk. Zapraszam na fanpage i stronę RR.

15 października 2012

Laura Guidi FW 2012

W modzie, chyba jak w żadnym innym biznesie, ważna jest oprawa graficzna. Jak wiadomo, chodzi o to, by wygląd był jak najlepszy (najciekawszy, najpiękniejszy - chociaż coraz częściej chyba najbardziej kontrowersyjny) i przyciągnął klienta. Lookbooki oraz sesje zdjęciowe mają w tym pomagać. Są oczywiście firmy, gdzie słaba kampania zniechęca do zakupów... i, niestety, znam ich całkiem sporo. Ale są też takie, których sesje wizerunkowe zachęcają do pozbycia się pensji w 10 minut. Laura Guidi zdecydowanie należy do tej drugiej kategorii. Pisałam już o poprzedniej kampanii tej firmy, najnowsza, z piękną Ewą z Model Plus... ponownie zasługuje na szóstkę. 
Dynamiczne fotografie, na których modelkę widzimy z kilku stron jednocześnie, dają nam namiastkę pokazu - sylwetkę pokazano w ruchu, zarówno z przodu, jak i z tyłu (a czasem nawet i boku). Kolejny plus za pomysł! Mnie całkowicie oczarowały czarno-białe fotografie, na których widać i dobre stylizacje, i urodę Ewy. Jedną z nich widziałabym na okładce zerowego numeru Harper's Bazaar. Na pewno wyglądałaby dużo lepiej niż przedruk ze zdjęciem brytyjskiej aktorki... Wracając jednak do konkretów - w samych ubraniach (przez zdjęcia trochę o nich zapominam!) jest sporo wstawek ze skóry i dawka intensywnych kolorów. Kobiecy garnitur w zielony wzór za granicą stałby się hitem - czy w Polsce znajdą się na tyle odważne klientki? To samo pytanie mogłabym skierować w stronę bardzo męskiego zestawu z koszulą i krawatem. Jest dosłowny, ale idealnie dopasowany wygląda naprawdę... kobieco. LG to dobre ubrania w jeszcze lepszym, fotograficznym opakowaniu. Mają, nazwijmy to umownie, potencjał zdjęciowy. Teraz bardzo chciałabym zobaczyć te ubrania w akcji - mam nadzieję, że mimo wysokich cen, tej jesieni spotkam chociaż kilka kobiet w podobnych zestawach.
Wszystkie zdjęcia - informacje prasowe LG, fot. Iza Grzybowska. Zapraszam na stronę marki.

13 października 2012

jesienna siódemka

Jesień, nagle, z tematu, który w ogóle nas nie dotyczył, zmieniła się w "tu i teraz". Podejrzanie szybko robi się ciemno, godziny spędzane na rozrywkach zmieniły się w pracę na uczelni (chociaż nie ukrywam, że i tam bywa przyjemnie), odkryte buty od kilku dni zapadły w swoich kartonach w sen zimowy, obudzą się dopiero na wiosnę razem z lekkimi bluzkami i strojem kąpielowym. I chociaż trochę żałuję, za jakiś czas lato wróci. Na razie lepiej skupić się na tym, co w jesieni (i zimie) lubimy. Sama lubię... całkiem sporo. Ze względu na pogodę (i obowiązki) częściej zostaję w domu, potrzebuję więc rzeczy, które umilą mi czas spędzony na kanapie.W innych warunkach też się sprawdzą - mam nadzieję, że nie tylko ja uwielbiam jesienne spacery!
1 - Ponieważ ciągle mi zimno, posiadam już kolekcję szali i chust. Ten jedwabny ma piękny kolor (o materiale chyba nie muszę wspominać) i nadawałby się zarówno na spacer, jak i popołudniową siestę... | Aryton
2 - Czapka może nie jest rzeczą, którą zakładamy w domu, ale przyda się już w drodze po kawę i ciastka ;) Szaraka z Robotów Ręcznych ostatnio wybrałam na prezent, ale zamierzam go podkradać! | Roboty Ręczne
3 - Gruby, luźny sweter to ideał na leniwe popołudnia i wieczory. Ostatnio wpadł mi w oko wełniany szarak Małgorzaty Czudak, ale cały czas pamiętam o pewnej trójce z poprzedniego wisu. | Małgorzata Czudak via Mostrami
4 - Buldog francuski, którego nie trzeba wyprowadzać na spacery, ale można tulić całą noc. I jak pięknie się uśmiecha! | follow the white rabbit via Pakamera
5 - Biżuteria poprawia mi humor, więc dość często ją noszę. 10Deco Art ma właściwości optymistyczno-lecznicze, sprawdziłam. | 10 Deco Art
6 - W wakacje ciągle o tym zapominam, ale jesienią prawie zawsze mam kolor na paznokciach. Inglot to polska marka na światowym poziomie a wybór ich lakierów jest po prostu powalający. Lubię wspierać polskie marki, nawet te z kategorii "uroda". | Inglot
7 - Nie ma jesieni bez dobrej lektury! Z chęcią sięgnęłabym po dwa albumy - chociażby ten o Valentino, czy inny, opisujący historię Balenciagi... lista życzeń jest naprawdę długa. | Bookoff

Wszystkie zdjęcia - strony sklepów i projektantów, podane powyżej.

9 października 2012

Confashion

Kiedy zaczynam pisać o danej marce, staram się znaleźć słowa-klucze, które opiszą jej charakter i pokażą ją w takim świetle, w jakim sama ją zobaczyłam. Po spotkaniu z Confashion takich określeń przychodzi mi do głowy wyjątkowo dużo. Po pierwsze: jakość i kreatywność. Prócz tego oryginalność oraz niespotykane połączenia kolorów i miękkie dzianiny. Koniecznie uniwersalność i ponadczasowość, a trochę - ponadsezonowość. Lista tych (nie ukrywajmy, pozytywnych!) określeń ciągle rośnie.

Ubrania Confashion nie mają dominować - dopasowują się zarówno do ciała, jak i osobowości. Dlatego poddają się naszym pomysłom. Niektóre swetry można nosić zarówno na prawej, jak i lewej stronie, inne wyglądają rewelacyjnie, gdy założy się je tyłem na przód. W takich zmianach pomaga fakt, że wszystko, co wyszło spod rąk Confashion, jest wyjątkowo dopracowane. Nieważne, czy chodzi o dzianinę, czy o szew (który bywa przyjemnie ozdobny). Warto też wspomnieć, że wszystko przechodzi surowy proces kontroli. Miałam przyjemność zobaczyć zapowiedź kolekcji SS 2013, swoją drogą, wyglądającej naprawdę ciekawie i zachęcająco, a przy niej słyszałam, ile zmian czeka poszczególne egzemplarze. Tutaj trzeba mniejszego dekoltu, by całość lepiej przylegała, gdzie indziej należy zmienić grubość - celem jest i wysoka jakość, i spełnienie oczekiwań. W pełni, bez niedoróbek i wytłumaczeń, które wielu polskim markom towarzyszą przy każdej kolekcji. W Confashion produkt gotowy jest na sprzedaż dopiero wtedy, gdy osiągnie wymagany poziom. A takie założenie, przynajmniej według mnie, jest godne podziwu.
Najnowsza, jesienno-zimowa kolekcja to, podobnie jak w poprzednich, ciekawe połączenia kolorystyczne. Niespodziewane, ale wyglądające wyjątkowo dobrze. Dla niedowiarków dwie sukienki na powyższych zdjęciach - nigdy bym nie pomyślała, że figury po lewej, zestawione razem, dadzą taki efekt! Są też bazowe kolory (szarości, czernie), dla tych, którzy za feerią barw nie przepadają. Ale kobaltowym, miękkim sukienkom i miodowo-pasiekowym (Wam też kojarzą się z plastrem miodu?) wzorom ciężko się oprzeć. Dla mnie w kolekcji "wygrywają" proste, ale uniwersalne swetry w różnych kolorach. Miłe w dotyku i z dobrych materiałów powinny służyć nam nie tylko w tym, ale także i w kilku kolejnych sezonach. Ciekawy detal, taki  jak wspomniany szew, czy delikatny, foliowy nadruk, wyróżni je od innych, które mamy w szafie. Dla wszystkich, którzy chcieliby zobaczyć ubrania w akcji polecam filmik (poniżej) i sesję w obiektywie Radka Berenta (tutaj).
Wszystkie zdjęcia - Radek Berent, modelka - Beata/United4Models, MuA - Paulina Kurowiak, biżuteria - Orska. Zapraszam na fanpage i stronę internetową marki. Na żywo Confashion zobaczyć można w Poznaniu (SPOT, Royal Collection), Warszawie (Secret Life, Butik Tymczasowy, Royal Collection | Blue City, Arkadia, Klif, GM), Katowicach (RC Silesia), Gdańsku (RC), Rzeszowie (RC Graffica), Kielcach (Korona) oraz w Rawiczu (Ina) i Wolsztynie (Małgorzata). Prawda, że imponująco?;)

5 października 2012

Stromboli

O Stromboli miałam napisać już kilka miesięcy temu, ale skutecznie odciągały mnie od tego dwa czynniki. Po pierwsze, pogoda (starałam się jak najdłużej myśleć o lecie). Po drugie - napisano już o tej kolekcji wszystko, co chciałabym powiedzieć. Nie trzeba też mówić o tym, że Ania Kuczyńska to przecież marka sama w sobie. Może dlatego w ogóle nie powinnam do niej wracać, ale muszę to zrobić. Bo (znów) zupełnie prywatnie, kolekcja wyjątkowo mocno mnie zainspirowała.
Wydaje mi się, że ze wszystkich kolekcji Ani Kuczyńskiej, ta jest najłatwiejsza w odbiorze - wyjątkowo kobieca, elegancka, trafiająca chyba do trochę szerszej grupy odbiorców, niż poprzednie projekty. To, przynajmniej w moich ustach, w żadnym wypadku nie jest zarzutem. Projektantka sama przyznała (o ile się nie mylę, w wywiadzie dla polskiego Elle), że wyjątkowo dla siebie zaznaczyła typowe dla kobiecego ciała linie. Stąd też kuse (ale nie wulgarne!) wysokie szorty i przypominające trochę męskie koszule sukienki (jeśli zapięte - to przekornie po ostatni guzik), skrywane pod grubymi płaszczami. Jest kobieco i seksownie (nie lubię tego słowa, ale tu zdaje się pasować), ale w wyjątkowo naturalny sposób. To Stromboli w wydaniu Rosselliniego, z Ingrid Bergman. Kuczyńska udowadnia, że nawet spodnie potrafią być wyjątkowo kobiece. Klasyczne szpilki i kolor na ustach tylko to podkreślają. Ale Stromboli to także nawiązanie do włoskiej wyspy. Wężowe wstawki, błyszczące guziki i w końcu sama kolorystyka kolekcji przywodzą na myśl zbocze wulkanu. I nigdy nie pomyślałabym, że marzyłabym o takiej wulkanicznej jesieni...
Wszystkie zdjęcia i informacje - materiały prasowe Ani Kuczyńskiej. Zapraszam na stronę i profil na Facebooku projektantki.

1 października 2012

by Insomnia

Chociaż marka by Insomnia ma już rok, trafiłam na nią dopiero kilka tygodni temu. Podzieliłam się tym odkryciem na Facebooku i okazało się, że wszyscy, którzy się z nią spotkali, mają dobre wspomnienia. I świetne ubrania, bo rzeczy, prócz tego, że są ładne, wygodne i z metką "made in Poland", to na dodatek są dobrej jakości. Całość wyrasta z miłości do skandynawskiej prostoty, niezobowiązującego stylu i świadomości kobiecych potrzeb. Właścicielki marki zapewniają też, że cała produkcja odbywa się w Polsce (od metek, przez torby do pakowania, aż po sesje wizerunkowe) a wobec bawełny, z której szyte są ubrania, stawia się wyjątkowo wysokie wymagania.
Obecnie w sprzedaży dostępna jest kolekcja jesień/zima 2012. Są tutaj i ciepłe bluzy, i różnego rodzaju okrycia wierzchnie (płaszcz z futerkiem jest obłędny!), ale także spodnie oraz spódnice. Mamy do wyboru kilka kolorów (między innymi szarości, czekoladę, biel i czerń), które określiłabym jako bazowe, ale dość różnorodne jak na tego typu markę. Widać, że słowo-klucz dla by Insomnia to wygoda. Chociaż ubrania są dość proste, pojawiają się ciekawe rozwiązania, które daną rzecz wyróżniają, jak małe wiązanie czy subtelny dekolt na plecach. Jeśli mam się czegoś przyczepić (a w końcu czasem muszę), to brakuje mi zdjęć ubrań na modelce (w sklepie online). Chociaż rzeczom można się przyjrzeć w Warszawie i Trójmieście (lista sklepów tutaj), polecam krótki filmik. Szczególnie tym, którzy tak jak ja, nie mogą ubrań dotknąć i zobaczyć na żywo. Kolejny raz sprawdza się dla mnie zasada - im dłużej oglądam, tym większa jest moja ochota na zakupy.
Wszystkie zdjęcia - Studio Frida, modelka - Kasia Durka.  Zapraszam na stronę oraz fanpage marki.