31 marca 2011

biżuteryjna prostota - Agata Bieleń

Preferując minimalistyczne połączenia ubraniowe, sporo uwagi poświęcam dodatkom. W szczególności wszelkim biżuteryjnym formom - mam do nich słabość. Lubię klasyczne elementy, ale najwięcej emocji wzbudzają we mnie nowe, kreatywne rozwiązania, inne od pozostałych. Dlatego, kiedy trafiłam na portfolio Agaty Bieleń, z trudem pohamowałam się od wykupienia całej kolekcji.


Agata Bieleń studiuje architekturę wnętrz a pierwsze jej projekty biżuterii powstały ... przypadkowo, na uczelni, w pracowni wzorniczej. Ciężko w to uwierzyć, patrząc na tak dopracowane i przemyślane dodatki, których forma cały czas jest rozwijana. Agata przyznaje jednak, że będzie zajmować się tworzeniem tylko wtedy, gdy będzie jej to sprawiało przyjemność - miejmy więc nadzieję, że jak najdłużej. Warto pamiętać, że biżuteria to tylko jedna z form, sygnowanych jej nazwiskiem (więcej informacji na stronie Agaty)


Strategicznym momentem w rozwoju Agaty, jako projektantki, było nawiązanie współpracy z Techne (Poznań). Właścicielka tego miejsca, Anna Sokolnicka-Elzanowska, doceniła projekty i "przygarnęła je pod swoje skrzydła" - zostały zaprezentowane w galerii. Miało to korzyści zarówno dla Agaty, jak i dla nas - potencjalnych klientów. Po pierwsze - stały się dostępne w sprzedaży i wszystkie ich fanki (albo i fani) mogą zakupić wyśniony model. Ponadto każdy kolejny produkt przynosi doświadczenie a wymagania klientów i pani Anny sprawiają, że następny projekt może być lepszy od poprzedniego. W rozwoju i otwarciu na nowe pomysły pomocny był też udział w poznańskim Art&Fashion Festival - tam, pod okiem Anny Orskiej, brała udział w warsztatach projektowania biżuterii.


Kolekcje Agaty Bieleń kierowane są do osób, które lubią świeży i niebanalny design, doceniają unikatowość ręcznie wytwarzanych projektów. Biżuteria jest silnie geometryczna, jak do tej pory - brak też koloru. Agata mówi o tych ograniczonych, minimalistycznych kształtach : "

27 marca 2011

Katarzyna Ostapowicz

W zeszłym tygodniu miałam okazję uczestniczyć w otwarciu poznańskiego butiku FrontRow. Pierwszą rzeczą, która przyciągnęła mnie w tym pięknym wnętrzu (konkurencja była spora, bo znalazły się tam prace m.in. Łukasza Jemioła, Łukasza Czajkowskiego i Agi Paul), była cudowna kopertówka. Egzemplarz naprawdę wyjątkowy - prócz lekko asymetrycznego kształtu zaskakiwał materiałem, z którego był wykonany... Korek! Korków spodziewałam się wyłącznie w otwieranych butelkach wina, na pewno nie na półkach butiku. Do całkowitego zakochania przyczyniło się zakończenie zamka jednej z torebek - zdobił je dostojny korkociąg! Takie połączenie urzeka nie tylko z racji sympatii do wspomnianego wcześniej napoju alkoholowego ;)
Autorem pięknych kopertówek jest Katarzyna Ostapowicz. Absolwentka łódzkiej Wyższej Szkoły Sztuki i Projektowania należy do grona moich ulubionych projektantów - młodych, zdolnych i kreatywnych. Na jej stronie internetowej możemy znaleźć informację na temat jej największej pasji - projektowania obuwia. Ku mojej radości, także w tej kategorii spotykamy korkowe cuda. Wszystkie projekty z kolekcji cechuje prostota, ale oryginalny materiał równoważy całość. Prosto i niebanalnie.
Jeśli korkowe perełki mnie zachwyciły (wierzcie, że było mi ciężko wyjść z FrontRow bez nich!), ciężko określić mój stan po ujrzeniu pozostałych projektów Kasi. Niestety, na razie tylko w formie szkiców czekających na realizację. Jeśli starannością wykonania nie będą one odbiegały od swoich korkowych poprzedniczek - zdecydowanie szykuję się na spore wydatki. Projekty są świeże, oryginalne i niespotykane. Inspiracje są bardzo różnorodne, dlatego spotykamy tam sporą kolekcję rybek, szpilki dla fanek piłki nożnej albo art deco - szeroki wachlarz możliwości. Jest co podziwiać!



Wszystkie zdjęcia pochodzą z oficjalnej strony Katarzyny Ostapowicz. Projektantkę można także polubić na Facebooku. Część torebek dostępna jest w poznańskim FrontRow (bedąc w Poznaniu - warto się wybrać!) oraz w warszawskim Fashion Designer Group. Możliwa jest także sprzedaż indywidualna - kontakt przez oficjalną stronę.

25 marca 2011

buty idealne

Każdy, kto wybrał się kiedyś na poszukiwanie butów idealnych, wie, że ich znalezienie nie jest wcale takie proste. Można się zakochać od pierwszego wejrzenia, wzdychać, podglądać, przymierzać i zachwycać się danym modelem. Ale miłość bywa kapryśna. Obcas mógłby być niższy, bo jak tu biegać po polskich chodnikach w takich szczudłach. Właściwie to zamiast skóry mogli użyć zamszu... Na dodatek to peep toe, więc do noszenia tylko przez jeden sezon. Ze smutkiem odkładamy parę na sklepową półkę, z westchnięciem wychodzimy - kolejne zauroczenie, które miało skończyć się romantycznym ślubem i związkiem na całe życie, okazało się tylko przelotnym romansem.


Ideał buta. Ile razy myślałyście (niestety, nie mogę napisać 'myśleliście', ponieważ propozycja skierowana jest wyłącznie do kobiet), że dobrze byłoby zaprojektować swoją wymarzoną parę? Wybrać odcień skóry, kształt, wysokość obcasa...Ach, marzenia! Jednak za sprawą firmy Upper Street mogą się spełnić. Pomysł jest szalenie prosty - twórczynie strony udostępniły nam specjalny kreator, w którym mamy do wyboru 7 "bazowych" kształtów. Klikamy w ten, który nam się podoba i dajemy się ponieść fantazji! Liczba ozdób, klamerek i kolorów jest ograniczona, ale gdyby nie takie ramy, przez tydzień nie ruszałabym się sprzed swojego laptopa.


Twórczynie projektu - dwie zakręcone na punkcie butów siostry, Katy i Julia, wpadły na pomysł po kolejnych nieudanych próbach znalezienia pary idealnej. Dały kobietom możliwość stworzenia własnej, wyjątkowej pary, dostarczanej prosto do ich drzwi (uprzedzam pytania - oczywiście wysyłka w ramach EU jest możliwa, cennik znajduje się na stronie). Jedyna rzecz, która może nie podobać się w całym pomyśle to cena. Marząc o takiej perełce, musimy przygotować w portfelu około 200 funtów. A z drugiej strony - czy to rzeczywiście tak dużo, biorąc pod uwagę fakt, że to unikat własnego projektu? Ciężko ocenić, póki nie zobaczy się na żywo efektów, a na to (przynajmniej z mojej strony), musimy jeszcze trochę poczekać. Warto umilić sobie takie czekanie zabawą w projektowanie butów!



Strona internetowa Upper Street - tutaj. Wszystkie buty prezentowane w poście zostały stworzone kreatorem Upper Street i są mojego autorstwa.

23 marca 2011

powszechna moda wcale nie powszechna

"Noszenie pięknych ubrań jest powszechnym prawem człowieka" - czytam w magazynie H&M na wiosnę 2011. Artykuł zapowiada ciuchy Inclusive, dobrze skrojone, w pięknych kolorach i wzorach, dodatkowym ich atutem ma być wyjątkowo szeroka rozmiarówka - 32-54! Po fiasku Lanvin sceptycznie podchodzę do tego typu "specjalnych" kolekcji, ale z magazynu spoglądają na mnie piękne modelki w jeszcze piękniejszych sukienkach. Wyraźne inspiracje stylem retro, dużo kwiatów i delikatnych barw, trochę falbanek - zachwycam się i już zacieram ręce na myśl o zakupach.

Jednak, jak to pięknie ujął jeden z moich wykładowców - "hola, hola!" w tych marzeniach. Pamiętajmy o tekście pisanym drobnym druczkiem. Idea kobiety szczęśliwej, pewnej siebie i dobrze ubranej, niezależnie od rozmiaru, jest piękna. Ale niestety, zostaje tylko ideą. Chociaż H&M zapowiada powszechność kolekcji i wzywa do "równouprawnienia rozmiarowego"... sam nie potrafi tego dać. Czytam dopisek pod tekstem - kolekcja niedostępna w Polsce. I po co tyle szumu, wokół czegoś, czego nie możemy nawet dotknąć i kupić (kolekcja ma być też dostępna on-line, ale nie podano jeszcze szczegółów)? O ile potrafię przymknąć oko (bo sama nie zaliczam się do fanek i nie rozumiem szaleństwa na tym punkcie) na kolekcje limitowane, które znajdują się tylko w wybranych sklepach, na to nie potrafię. W końcu bazowym założeniem pomysłu jest szeroka dostępność, dla każdej klientki. Zestawienie tekstu i polityki tej sieciówki - paradoks. Marce H&M życzę większej konsekwencji w działaniu a innym sklepom podpatrzenia pomysłu kolekcji "bez ograniczeń" o tak ładnym designie.


Informacje pochodzą z magazynu H&M na wiosnę 2011. Artykuł o tej kolekcji opublikowała także Frenja na swoim blogu - zapraszam. Zdjęcia można było znaleźć na wielu portalach o modzie oraz w magazynie HM.

21 marca 2011

optymizm z Melbourne

Pierwszy dzień wiosny przywitał nas słońcem - przynajmniej w Poznaniu. Z tej okazji mała, optymistyczna dawka inspiracji z pogranicza mody i sztuki. Belinda Chen, a raczej jej prace, są moją podpowiedzią na dziś. Uzdolniona arystka z Melbourne zachwyca kolorami i pewną linią. Z działu "fashion" tryskają soczyste kolory i optymizm. Idealny zestaw na 21 marca :)


Tutaj znajdziemy portfolio Belindy Chen  - kontakt z artystką możliwy jest przez jej stronę www.

20 marca 2011

rajstopy

Rajstopy - część garderoby, zakładana na nogi; zwykle sięgają do okolic bioder i talii, zakrywając stopy - mniej więcej tak brzmią wszystkie definicje. Często do opisu dodawane są też inne cechy - obcisłe, o różnej fakturze, grubości i kolorze. Brzmi banalnie, w końcu każdy wie (przymykam oko na tych przedstawicieli brzydszej płci, którzy reagują zmarszczeniem brwi na to słowo, nie będąc pewnym, co ono dokładnie oznacza - a zdarzają się tacy, zdarzają!), czym są. Powiedziałabym więcej - dla przeciętnej kobiety rajstopy to część codziennego stroju, więc dlaczego ma się nad nimi specjalnie zastanawiać. Ale czy zawsze wszystko było takie jasne?

Obecnie widok mężczyzny w rajstopach śmieszy (albo przeraża), a właśnie tak zaczęła się ich historia. Początkowo nikt nie wyobrażał sobie w nich kobiety! Rajstopy noszone były wyłącznie przez mężczyzn a materiał, z jakiego były wykonane, zależał od pozycji społecznej. Podczas gdy szlachta używała do tego celu między innymi luksusowych jedwabiów, niższe warstwy społeczne musiały zadowolić się tymi drapiącymi i niekoniecznie wygodnymi... Rozwijały się techniki szycia, wymyślano nowe maszyny, które miały ułatwić to zadanie, zmieniały się materiały (przełomem z pewnością było wynalezienie nylonu!). Kobiety cały czas nosiły pończochy, a nie rajstopy. Co ciekawe, kiedy przyjście II wojny światowej uszczupliło budżet przeciętnej europejki i wprawiło produkcję nylonowych pończoch w stagnację... zaczęto malować szew na nodze. Miał on "udawać" pończochy! Na szczęście nie trzeba było tego długo praktykować. Lata 60 XX wieku to prawdziwy przełom w tej historii - rajstopy weszły do powszechnego użytku jako alternatywa dla pończoch. Natomiast lata 80 przyniosły nowe wzory i kolory, z których korzystamy do dziś.


Mimo stosunkowo krótkiej przeszłości, firm produkujących rajstopy jest wiele, również polskich, ale to za granicą spotykamy dzieła sztuki, jak choćby te, o których wspominałam kilka postów wcześniej (bebaroque). Poniżej bardzo subiektywnie - 3 marki, które mogą podbić niejedno serce.

1. House of Holland - czy ktoś nie zna tej firmy? Oczywiście rajstopy tej brytyjskiej marki to tylko część ich dorobku, ale z pewnością część istotna (szczególnie dla naszych nóg!). Twórcom z pewnością nie brakuje fantazji. Zainspirowani londyńskim życiem, proponują niespotykane wzory z nutą szaleństwa. Big Ben czy Statua Wolności? Od teraz to rajstopami można pokazać kraj swojego pochodzenia. Prócz tego gwiazdki,falbanki i inne cuda. I co najważniejsze - do zdobycia w Polsce. Widziane między innymi w River Island.

2. Falke to propozycja dla tych, którzy nad szaleństwo przedkładają wyrafinowanie. Ich ostatnia kolekcja stawia na dwa motywy : kwiatowe i geometryczne. Znajdziemy tu bardzo dużo pasków, często uzupełnianych wijącymi się, florystycznymi elementami. Zabawa teksturą sprawia, że nawet zwykły wzór jest wyjątkowy.

3. Jeśli nazwiemy twory pana Hollanda szaleństwem, zabraknie nam słów, by opisać Les Queues de Sardines. Sami twórcy wspominają, że ich rajstopy mają w sobie szczyptę humoru, ale moim zdaniem to jego całkiem spora garść. Nadają się tylko dla odważnych, bo mogą szokować (a raczej po prostu szokują). Warto przejrzeć archiwalne kolekcje (większość niedostępna w sprzedaży, wszystkie prace to prawdziwe unikaty, produkowane zaledwie w kilku egzemplarzach), zachwycają pomysłowością! Niestety, dodatkowo porażają ceną (w Polsce dostępne w sklepie Modmod za, bagatela! ponad 100 zł).


Informacje o historii rajstop pochodzą między innymi ze strony - http://tights.synthasite.com/ .

14 marca 2011

jedno kliknięcie = spełnienie marzenia

Pomagać można na różne sposoby, projektantom także. Na pewno ucieszyliby się ze sporej dotacji (chyba nie tylko oni), ale trzeba też brać pod uwagę realia - kogo z nas stać na finansowe wsparcie takiej osoby? Często marnują się młode talenty, które nie mogą zrealizować swoich pomysłów. Niestety, przeciętna osoba zainteresowana modą nie jest w stanie pomóc w realizacji kolekcji...a może jest?

Odpowiadam : tak, jest w stanie pomóc! Dzięki portalowi GARMZ każdy jednym kliknięciem myszy może pomóc wybranemu przez siebie projektantowi...a nawet projektantom, bo ograniczeń nie ma. Zasada jest prosta : kto zdobędzie najwięcej wirtualnych fanów, dostaje od portalu środki na zrealizowanie danego pomysłu, na który głosowano. Spróbować może każdy - pochodzenie projektów jest naprawdę zróżnicowane i nie brakuje wśród nich rodzimych propozycji. A na samym końcu najmilsza część - najpopularniejsze produkty można kupić. Na razie do wyboru jest tylko kilka, ale trzeba przyznać, że to prawdziwe perełki.

Jedyny minus? Tylko część projektów zostanie zrealizowana. Dlatego - klikamy, klikamy. Obok niektórych po prostu nie da się przejść obojętnie! A dzięki naszemu wsparciu realizujemy marzenia młodych i zdolnych ludzi. Kto wie, może za kilka(naście) lat to oni obejmą stanowisko dyrektora kreatywnego w jakimś znanym domu mody...? :)

6 marca 2011

Karolina Bidermann

Z Karoliną Bidermann po raz pierwszy spotkałam się przy sesji zdjęciowej jej kolekcji dyplomowej 'Cold Minimalism'. Studiowała wtedy w MSKPU w Warszawie, do Poznania przyjechała z całą masą futurystycznych projektów. Kolekcja była spójna, monochromatyczna, lniane konstrukcje przeplatane były półprzezroczystą organzą, zdecydowanie podkreślono ramiona. Dzięki różnicy faktur, całość, mimo braku różnorodnych kolorów, nie była ani trochę nudna. Inspiracją do jej stworzenia był szeroko pojęty minimalizm; dzieła architektoniczne twórców takich jak Tado Ando czy Alberto Campo Bazea. Na pierwszy sukces nie trzeba było długo czekać. Prace Karoliny zostały wyróżnione przez Macieja Zienia na pokazie dyplomowym MSKPU 2010.


Marek Makowski / backstage z Hook Fashion Look/Rave&Fashion w Starej Rzeźni, kolekcja Cold Minimalism

Kolekcję można było podziwiać też na kilku pokazach, między innymi finale Hook Fashion Look w Starej Rzeźni (Poznań) oraz na imprezie No Woman no Party (także Miasto Doznań). Zrobiła na mnie wyjątkowo pozytywne wrażenie, bo mimo tak wyraźnej minimalistycznej formy i futurystycznych akcentów miała w sobie coś codziennego, zwykłego. Karolina stawiała pierwsze kroki w branży - można było odczuć jej nieśmiałość w tej dziedzinie.


Bluzka Karoliny Bidermann - Wysokie Obcasy

Sytuacja zmieniła się, gdy miałam przyjemność pracować z nią drugi raz. Karolina miała spełnić rolę 2 w 1 - zarówno stylistki, jak i projektantki. Tym razem nastąpił przełom - dokładnie wiedziała czego chce i miała konkretne wizje. Można było zauważyć jej profesjonalizm i dobre oko (warto dodać, że przemiłe usposobienie dodatkowo przyczyniło się do sukcesu sesji ;)). Karolina przywiozła ze sobą ciuchy z kolejnej kolekcji, 'Garden Chic'. Tym razem dominowały pudrowe, delikatne kolory, głównie odcienie beżu i różu, także brązów. Wszystkie elementy były dopracowane, nawet najmniejsze szczegóły nie odbiegały od całości.



A jaka jest druga kolekcja Karoliny Bidermann? Proste kroje, w których każdy będzie wyglądał rewelacyjnie. Część przewiduje możliwość noszenia na wiele sposobów, dzięki czemu to kobieta decyduje o swoim wizerunku. Ubranie nie przytłacza a podkreśla charakter - to duży plus. Projekty łączą kobiecość z miejskim luzem, wszystko przeplata się ze sobą, efekt końcowy to gotowy do noszenia ciuch, dla osoby młodej i energicznej. Charakteru dodają drobne, na pierwszy rzut oka niezauważalne szczegóły : delikatne rzemyki w koszuli, pięknie wykończona lamówka płaszcza. Wszystko idealnie dopracowane.



Projekty dodatkowo wpisują się w moją ulubioną kategorię - ponadczasowość. Dobór materiałów i dokładność wykonania gwarantują, że takie ubrania nie ulegną upływowi czasu, więc to na pewno inwestycja na przyszłość. Kolekcja 'Garden Chic' urzekła swoją subtelnością nie tylko mnie. Prezentowana na jednym z pokazów The Fame Hamster spotkała się z dużą aprobatą, mini fotorelację z tego wydarzenia można zobaczyć tutaj.



W pracach Karoliny oraz w jej stosunku do tego, co robi, widać coś bardzo ważnego - pasję i zaangażowanie. Nic dziwnego, że od początku jej prace spotykają się z tak pozytywnym odbiorem. Wspomniane wyróżnienie u Zienia zaowocowało stażem u tego projektanta. Następnie przyszedł czas na pokazy - The Fame Hamster, Rave&Fashion (dwie edycje - pierwsza, związana z Hook Fashion Look i druga, na której kolekcja 'Garden Chic' zajęła pierwsze miejsce w konkursie eko fashion show) i kilka innych. Jej projekty można zakupić między innymi w poznańskim Give Me Five. Jak na początek to całkiem sporo sukcesów!



A co dalej? Obecnie Karolina pracuje nad kolejną kolekcją. Jakie będą efekty i czym zaskoczy tym razem? Mam nadzieję, że nadal pozostanie przy nieco romantycznej nucie, która idealnie wpasowuje się w tegoroczne, wiosenno-letnie trendy. O wszystkich najnowszych wydarzeniach z udziałem projektantki dowiemy się z jej oficjalnego profilu na Facebooku, przez który można się z nią kontaktować. Z czystym sumieniem polecam!



Wszystkie zdjęcia i informacje pochodzą z profilu Karoliny Bidermann na Facebooku. Zdjęcia kolekcji Garden Chic : dwie pierwsze prace autorstwa Michała Ignasiaka, modelka : Ania Walewska, dwie kolejne - Ryszard Izydorczak. Ostatnie zdjęcie - Tomek Tomkowiak, modelka : Natalia Krężel.

5 marca 2011

warsztaty dziennikarstwa modowego

Po sukcesie poprzednich dwóch edycji, pod koniec miesiąca możemy (albo i nie...) wziąć udział w Warsztatach Dziennikarstwa Modowego Glamour. Projekt skierowany jest do entuzjastów dziennikarstwa modowego, których w Polsce (na szczęście!) nie brakuje. Program przewiduje wiele ciekawostek - od zasad relacjonowania fashion weeków, przez informacje techniczne (np. dotyczące weryfikacji informacji) aż po wskazanie na kryteria, jakimi kierują się wydawnictwa, szukając pracowników. Z pewnością można poznać wiele praktycznych zagadnień. Gościem specjalnym będzie Ana Finel Honigman z Brytyjskiego Vogue'a. Brzmi ciekawie, a za taką trzydniową, pracowitą przyjemność trzeba zapłacić ponad 800 zł (debiutancka edycja zamykała się w kwocie mniejszej niż 700 zł).

Program kusi, nieco mniej oferta Sony (zdecydowanie wolałabym pracować na własnym egzemplarzu, z którym czuję głęboki, emocjonalny związek!), mogę zrezygnować z dostępu do takiego komputera na rzecz obniżenia ceny warsztatów ;) Ciekawi mnie, czy ktoś wybiera się na trzecią, marcową edycję? A może ktoś uczestniczył w poprzednich? Czekam na opinie.



3 marca 2011

Ingelmo

Ile jeszcze razy napiszę na blogu, że zdecydowanie cenię sobie klasykę i minimalizm? Żadna liczba nie odzwierciedli moich uczuć, więc jedyne co mi pozostaje, to chyba powtórzyć - kocham prostotę! (cóż za wiosenne i miłosne wyznania). Na szczęście nie jestem samotna w tym uwielbieniu i z wielką przyjemnością mogę zachwycać się różnymi projektami. Są ludzie, którzy nie dość, że lubią prostotę, to na dodatek tworzą właśnie w takiej stylistyce. Dziś czas na buty.


Alejandro Ingelmo. Dla tych, którzy dotychczas nie spotkali się z tym nazwiskiem, krótki wstęp - projektant ukończył prestiżową szkołę Parsons, obecnie tworzy w Nowym Jorku. Jego debiut miał miejsce w 2006 roku, dwa lata później był jednym z kandydatów do Vogue Fashion Fund, z kolei w 2009 został nominowany do konkursu 'Swarovski Award for Accessory Design'. I słusznie, bo jego projekty zdecydowanie są warte uwagi. Projektantowi nie można odmówić talentu i kreatywności - całkiem możliwe, że dostał ją w "spadku", w genach. Hiszpański Szewc, który całkiem przypadkiem, był też pradziadkiem Alejandro, zaczął produkcję obuwia w swej ojczyźnie. Po przeprowadzce na Kubę, na początku XX wieku, rodzina rozwinęła skrzydła i zajęła się tworzeniem męskich butów. Szło całkiem dobrze, a projekty określano jako luksusowe i prestiżowe. Ten szczytowy moment w karierze marki rodziny Ingelmo zdecydowanie jest dla projektanta inspirujący. Wracając więc do teraźniejszości - po sukcesie linii damskiej, Alejandro w 2007 tworzy także kolekcję męską. Zróżnicowana i efektowna, cieszy się sporym zainteresowaniem wśród mężczyzn, także tych znanych na całym świecie - nosi je między innymi ten pan.


Alejandro Ingelmo tworzy obuwie, które oparte jest na klasycznej, często lekko zmodyfikowanej sylwetce, bazując na prostych kolorach, które nigdy nie wyjdą z mody. Wyśmienita mieszanka klasyki z kroplą modernizmu. Ponadczasowość sprawia, że takie buty to inwestycja na całe życie. A dla fanek nieco bardziej futurystycznych projektów dobra informacja - wśród projektów Alejandro możne znaleźć też takie cuda, jak te poniżej ;)


Wszystkie informacje pochodzą ze strony internetowej Alejandro Ingelmo. Zdjęcia, prócz ostatniego, znalezionego w Google, również znajdują się w portfolio projektanta. // I used photos presented here to promote Alejandro Ingelmo's design. I do not own them.